Kolejny dzień naszego wakacyjnego urlopu w Czorsztynie i kolejna wycieczka w góry. Tym razem poszliśmy zmęczyć nogi na pienińskich szlakach. Naszą wędrówkę zaplanowaliśmy sobie z Krościenka nad Dunajcem na ruiny Zamku Pienińskiego. Dalej obraliśmy jeden z popularniejszych kierunków i powędrowaliśmy na Trzy Korony, które początkowo zamierzaliśmy ominąć szerokim łukiem. Skusiła nas jednak obietnica spektakularnych widoków i nie odstraszyła nawet długa kolejka na szczyt 😉. Jednak prawdziwą wisienką na tym pienińskim wycieczkowym torcie była droga powrotna do Czorsztyna i przejście przez malowniczą halę Majerz — tam jedynym towarzystwem, jakie mieliśmy, byliśmy my sami i pasące się gdzieś w oddali owce.
Mapka z trasą wycieczki
Krościenko nad Dunajcem - startujemy
Do Krościenka dojechaliśmy busem, wsiadaliśmy na przystanku w Czorsztynie. Rozkład jazdy busów sprawdzaliśmy sobie na stronie Podhale Transit, gdzie na różnych trasach są uwzględnieni różni podhalańscy przewoźnicy. Niestety, jak się okazało przy okazji kolejnej przechadzki w góry, nie koniecznie wszyscy jeżdżą. Na szczęście nie mieliśmy problemu, żeby dostać się do Krościenka.
Na miejsce dojechaliśmy około 7:30 i pierwsze co zrobiliśmy, to wpadliśmy do spożywczaka po świeże drożdżówki. Szybko dotarliśmy do tabliczki przy wejściu na teren Pienińskiego Parku Narodowego i energicznie ruszyliśmy pod stromiznę, trójkolorowym szlakiem.
W dole widać Krościenko pokryte kołderką z porannej mgły:
W górę raz i dwa
Trzeba przyznać, że szlaki na naszej trasie były pięknie oznakowane, nie sposób się było zgubić.
Ciekawy etap wędrówki zaczął się, gdy zeszliśmy z żółtego szlaku i skręciliśmy w niebieskie znaczki, prowadzące na Zamkową Górę. Szliśmy przez las, pozakręcanymi, wąskimi ścieżynami i schodkami. Cały czas pod górę.
Zamkowa Góra (799 m n.p.m.) i Zamek Pieniński
Zamek Pieniński to obecnie ruiny. Przypuszcza się, że powstał on w drugiej połowie XIII wieku, z inicjatywy księżnej Kunegundy, czyli św. Kingi – córki króla Węgier oraz żony Bolesława Wstydliwego.O Zamku Pieńskim krążą jeszcze inne legendy np. o ukrytym skarbie:
Na zamecku Kunda miała przywieźć cetnar śrybła i ukryła przed Tatarami a anieli kamieniami je zamurowali. W chwil kiedy ksiądz w palmową niedzielę uderzy krzyżem w drzwierze kościoła wtedy też pęknie ściana tego skarbca. Nic dziwnego przeto, że księdzowie przysyłają tu swoich pustelników, by skarbów szukali. Grzebał się niejeden, ale nic nie znalazł. I nikt nie dostanie tych skarbów dopóki klasztor w Starym Mieście będzie snopkami pokryty i dopóki nie znajdzie się taki człowiek co go każe obić srebrną blachą. A w dodatku musi minąć 700 lat od ukrycia skarbów. W tajemnym ustroniu rośnie cis, na którym wiszą trzy klucze, kiedyś znajdzie je juhas i otworzy skarb znajdujący się w trzech pomieszczeniach.
Jak to z tym skarbem jest, właściwie nie wiadomo, chyba do tej pory nikt go nie znalazł 😉. Pewne natomiast jest to, że Zamek Pieniński był najwyżej położoną warownią w polskich Karpatach i służył jako schronienie, nie był stale zamieszkiwany. Faktem też jest to, że do ruin „księdzowie przysyłali swoich pustelników” (może i w celu poszukiwania skarbów 😉), bo swego czasu była tam pustelnia. Zbudowano ją w 1904 roku, spaliła się w 1949 roku od uderzenia pioruna i już nie została odbudowana. Ostatnim z pienińskich pustelników był Wincenty Kasprowicz — postać bardzo ciekawa, ale i kontrowersyjna (na taki artykuł natrafiłam o nim). Spał ... w trumnie i wiódł bardzo skromne życie, choć może nie do końca pustelnicze, bo rzesze ówczesnych turystów zmierzały do ruin Pienińskiego Zamku na spotkanie z nim.
Zrobiliśmy sobie przerwę na kanapkę i krótki spacer po ruinach.
Wędrujemy na Trzy Korony
Odpoczęliśmy trochę i dalej ruszyliśmy na wspinaczkę.
Końcówka podejścia na Trzy Korony dała nam w kość, ale Piotruś dzielnie się wspinał, bo mu naobiecywaliśmy widoczków ze szczytu. Hmmm... no właśnie planując tę trasę, początkowo zamierzaliśmy ominąć Trzy Korony, bo wiedzieliśmy, że będziemy tam dość późno, a to oznaczało tłumy. Jednak w trakcie wędrówki po prostu o tym zapomnieliśmy 😉.
Kiedy dotarliśmy około 11:30 pod budkę, przy której pobierane są opłaty za wejście, zobaczyliśmy gigantyczną, jak nam się wydawało kolejkę. Blaru z całą stanowczością stwierdził: „nołek fenkju, ja tam nie idę, chcecie, to sobie stójcie, ja idę się zrelaksować na trawce”. Szczerze miałam ochotę na to samo, ale Wika i Piotruś mi nie pozwolili 😉, oni nie po to tyle się namęczyli, żeby ominąć to, co najlepsze. Stałam więc z nimi cierpliwie ponad pół godziny, żeby kupić bilecik.
Trzy Korony i niesamowita panorama z Okrąglicy
- Okrąglica – 982 m n.p.m., najwyższa, to na niej znajduje się platforma widokowa
- Płaska Skała (Plaska Skała) – 950 m n.p.m., na południowy wschód od Okrąglicy
- Nad Ogródki – 940 m n.p.m., na południowy zachód od Okrąglicy, od 1933 stał tam obsługiwany przez pustelnika totalizator opadowy
- Pańska Skała (Bryłowa) – 920 m n.p.m., gnieżdżą się w niej rzadkie ptaki pomurniki,
- Niżnia Okrąglica (Ganek) – 902 m n.p.m. wysunięta ku południu pod Okrąglicą.
Panorama ze szczytu była fenomenalna 😍, pięknie widać było: Przełom Dunajca, Gorce, Tatry, Beskid Sądecki i Magurę Spiską.
Na Trzech Koronach już kiedyś byliśmy, pięć lat temu, gdy urlop też spędzaliśmy w Czorsztynie. Tylko z tamtej wycieczki Puszong nic nie pamiętał, no i oczywiście wtedy nie zdobył szczytu na własnych nogach 😏.
Pieniny: wycieczka ze Sromowców na Trzy Korony — to link do opisu naszej pierwszej wycieczki na Trzy Korony. Opcja tego wejścia jest dużo krótsza i ze schroniskiem po drodze.
Powrót niebieskim szlakiem
Na Trzech Koronach „straciliśmy” ponad godzinę. Gdy schodziliśmy ze szczytu, zobaczyliśmy ze trzy razy dłuższą kolejkę niż ta, w której my utknęliśmy! Blaru mówił, że sporo turystów widząc, że muszą baaarrdzo, baaardzo długo stać jednak rezygnowała z wejścia na platformę. Dlatego warto wstać w miarę wcześnie i tak sobie zaplanować wycieczkę na ten pieniński hit, żeby nie musieć sterczeć w jakiś dziwnych kolejkach.Naszą wędrówkę kontynuowaliśmy niebiesko-czerwonym szlakiem, przecinając Przełęcz Szopka.
Dalej nasza wycieczka była już zdecydowanie mniej zaludniona. Odbiliśmy sobie w las i trzymaliśmy się niebieskich znaczków, które miały nas doprowadzić aż do samego Czorsztyna.
Spacer przez halę Majerz
To był przepiękny (może nawet najpiękniejszy) etap naszej dzisiejszej wędrówki, prawdziwa wisienka na torcie — spacerowaliśmy przez rozległą polanę z widokiem na jezioro Czorsztyńskie, Gorce i Tatry.
Sama również uwielbiam piesze wycieczki w otoczeniu takich wspaniałych krajobrazów.
OdpowiedzUsuńTe krajobrazy są wyjątkowe. Uwielbiam piesze wędrówki w górach.
OdpowiedzUsuń