W chłodny, wrześniowy poranek postanowiliśmy podreptać trochę po czeskiej stronie Karkonoszy. Wybraliśmy się na wycieczkę nad jeden z najpiękniejszych w całych Karkonoszach wodospadów czyli wodospad Mumlavy. Oprócz tego czekał nas wjazd wyciągiem na Szrenicę (1362 m n.p.m.) oraz przejazd pociągiem z Harrachova do Szklarskiej Poręby. Te
wyciągowo pociągowe atrakcje to istna wycieczkowa rozpusta dla Piotrusia — fana motoryzacji. Niestety tym razem nie było z nami Wici.
Mapka z trasą naszej wycieczki
Nie został tu uwzględniony etap dojścia z parkingu do dolnej stacji wyciągu, przejazd wyciągiem (około 50 minut) oraz przejazd pociągiem z Harrachova do stacji Szklarska Poręba Górna (link do rozkładu jazdy
tutaj).
Blaru zarządził pobudkę o 4:30 i to o dziwo to on miał większy problem ze
zwleczeniem się z łóżka. Rano zrobiliśmy sobie jeszcze prowiant na drogę
i zerknęliśmy na termometr za oknem, który pokazywał 7 ℃, czyli nie
było źle.
Puszong
początkowo wcale nie zamierzał wstawać, po prostu przebierałam go na
śpiąco, ale kiedy usłyszał słowo wycieczka i pociąg od razu się ożywił.
Rozbudzeni wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Oczywiście im bliżej było
gór, tym niższa robiła się temperatura za oknem, gdy przejeżdżaliśmy
przez Jelenią Górę, zrobiło się zaledwie 3,5 ℃! W Szklarskiej byliśmy
trochę przed godziną ósmą i po wyjściu z auta poczuliśmy chłód. Co
prawda po wyjeździe z kotliny temperatura wzrosła, ale nadal było zimno.
Byliśmy na to przygotowani, a Piotruś miał okazję przetestować swój
nowy
dinozaurzy kombinezon.
Wjazd wyciągiem na Szrenicę
Do wyciągu mięliśmy
sporo czasu, bo ponad godzinę. Mogliśmy więc spokojnie tuptać
Piotrusiowym
tempem zatrzymując się przy napotkanych po drodze kamieniach i
mostkach. Do dolnej stacji wyciągu dotarliśmy nieco przed 9:00, czyli
tuż przed otwarciem. Cennik wyciągu można podejrzeć sobie
tutaj, nie
uwzględnia on wstępu na teren Karkonoskiego Parku Narodowego (o ile
dobrze pamiętam, było to 6 zł od osoby, dzieci w wieku
Puszonga
wchodzą gratis). Piotruś był zachwycony jazdą wyciągiem, chociaż i tak
stwierdził, że jest to latający pociąg, ewentualnie samolot. Widoki z
góry były niesamowite, tylko ja niestety mając dziecko na kolanach, nie
miałam możliwości odwrócenia głowy do tyłu i podziwiania krajobrazu.
Dlatego wyciągiem na Szrenicę najlepiej jest zjeżdżać.
Śniadanko w schronisku na Szrenicy i ruszamy w drogę
Gdy wysiedliśmy z wyciągu, postanowiliśmy zjeść nasze kanapki i ogrzać
się w schronisku na Szrenicy. Piotruś dzielnie tuptał pod górę, aż się
cały zasapał, a gdy dotarliśmy na miejsce, krzyknął: "
głodny, pierożki dać!". No i
Blaru poszedł dziecku zamówić pierogi ruskie na śniadanie.
Były sobie Świnki Trzy
Z pełnymi brzuszkami ruszyliśmy najpierw kawałeczek czarnym
szlakiem do Granicznej Łąki, a stamtąd poszliśmy szlakiem
czerwonym do skałek Trzy Świnki. Z ich powstaniem wiąże się
ciekawa legenda o Liczyrzepie, który zszedł z gór i zatrudnił się
u gospodarzy do wypasania świń. Jak się skończyła kariera Ducha
Gór jako świniopasa, można przeczytać
tutaj.
Na kolejną przerwę zatrzymaliśmy się w czeskim schronisku
Vosecká bouda — oczywiście tam już nie wyciągaliśmy swoich kanapek.
Blaru uraczył się czeskim piwem, dla mnie było jeszcze zdecydowanie za zimno na takie napoje.
Z górki po asfalcie
Wędrówki po czeskiej stronie Karkonoszy mają według nas jeden mankament
(dla kogoś innego może być to oczywiście atutem).
Czesi mają manię
asfaltowania wszystkich możliwych szlaków, przez co góry stają się takie
bardziej ucywilizowane, a człowiek ma wrażenie, że idzie po ulicy. Na tej wycieczce też tak było, asfalt pojawił się na długo przed tym, jak doszliśmy do
Krakonošova snídaně, czyli do miejsca, gdzie według legend
Krakonoš
(jak kto woli Liczyrzepa) je śniadanie przed długą górską wędrówką.
Rzeczywiście były tam ławy, tablice informacyjne i jakiś drewniany
zamknięty sklepik. My natomiast się tam nie zatrzymywaliśmy, bo Piotruś
właśnie ucinał sobie drzemkę, więc postanowiliśmy trochę przyspieszyć
nasze tempo.
Od rozdroża Krakonošova snídaně szliśmy cały czas niebieskim szlakiem, wzdłuż rzeczki Mumlavy.
Przerwę obiadową zrobiliśmy sobie w schronisku Mumlavská bouda. Skuszeni kapuścianymi zapachami, zamówiliśmy sobie vepřo knedlo zelo, czyli pieczeń wieprzową z knedlikami i gotowaną kapustą. Był to zdecydowanie dobry wybór.
Wodospad Mumlavy - jeden z najpiękniejszych Karkonoszach
Dosłownie za drzwiami schroniska znajdowała się jedna z głównych atrakcji naszej dzisiejszej wycieczki, czyli 9 - cio metrowy wodospad Mumlavy. Piotruś był zafascynowany wodą i mimo że przy podziwianiu wodospadu zatrzymaliśmy się na dłużej, to on wcale nie zamierzał się stamtąd ruszać. Nawet zrobił groźną minę, gdy chciałam go już wziąć z mostku.
Kierunek Harrachov
Od wodospadu szliśmy cały czas niebieskim szlakiem aż do Harrachova, a w
międzyczasie Piotruś oznajmił, że on chce mieszkać w górach. Jak na
prawdziwego
góraliczka
przystało, dzielnie tuptał sam. Aczkolwiek w pewnym momencie czas
zaczął nas trochę naglić i zaczęliśmy się obawiać, że nie zdążymy na
pociąg w Harrachovie. Wrzuciłam więc
Puszonga
na plecy, odpaliłam swój silniczek, rozłożyłam skrzydełka i pofrunęłam
jak samolot w kierunku miejscowości. W Harrachovie zatrzymaliśmy się na
chwilę przy jakiejś ławeczce i zrobiliśmy przerwę na schrupanie jabłka.
Po drodze na stację, z której miał odjeżdżać nasz pociąg, minęliśmy min
słynną mamucią skocznię K - 185 oraz takie ciekawe, przydomowe koło młyńskie, skonstruowane na dopływie
Mumlavy. Nie lada atrakcją był też leżący na środku ulicy padalec (lub inna jakaś gadzina?).
skoczni mamuciej K-185
https://www.nocowanie.pl/harrachov---atrakcje-i-ciekawe-miejsca.html
Pociągi, czyli to co Puszongi lubią najbardziej
Doszliśmy na stację, ale okazało się, że jesteśmy sporo przed czasem. Na
szczęście było gdzie poczekać na pociąg i zaszliśmy nawet na jakieś
małe czeskie piwko i
kofolę do dworcowego baru. Zastanawialiśmy się, w jakiej walucie będzie można zapłacić za bilety i czy nam jej w ogóle wystarczy.
Okazało się, że w pociągu przyjmują zarówno złotówki, jak i korony, a
za przejazd naszej trójki do Szklarskiej Poręby zapłaciliśmy jakieś 12
zł. Wizyta w prawdziwym „
Stacyjkowie"i przejazd pociągiem to dla Piotrusia była atrakcja numer jeden całej wycieczki.
Kulinarne nieporozumienie (?) w Szklarskiej Porębie
Czekała nas jeszcze długa droga do domu, więc postanowiliśmy jeszcze coś zjeść . Za każdym razem, gdy byliśmy w okolicach Szklarskiej na
wycieczce, to jedliśmy w restauracji
Niebo w gębie. Jedzenie tam to na prawdę niebo w gębie, porcje gigantyczne, a do
tego wszystko w dobrej cenie. Niestety o miejsce jest tam ciężko,
najczęściej po prostu trzeba czekać na stolik — chociaż warto. Tym razem
też chcieliśmy zjeść tam, ale że cienko u nas było z gotówką w
portfelu, a płatności kartą nie przyjmują to coby długo nie szukać,
poszliśmy obok do
Chaty Ducha Gór. No i niestety, ale kolejka za stolikiem w naszej ulubionej miejscówce
nie bierze się znikąd. Gdy weszliśmy na obiad, było kilka zajętych
stolików, ktoś jadł, ktoś czekał na zamówienie. Trochę mnie zastanowiło,
czemu tyle stolików było nieposprzątanych, ale to szybko się wyjaśniło.
Biedna kelnerka była sama na zmianie w niedzielę wieczór (!) i choćby
stawała na głowie, to nie była w stanie ogarnąć sama wszystkiego.
Dziewczyna była przesympatyczna, ale była
człowiekiem, a nie robotem. Na kuchni najprawdopodobniej załoga też była
jednoosobowa. Efekt był taki, że wyczekaliśmy się niemiłosiernie, a
Blaru
dostał... niedogotowanego kartacza. Oczywiście kelnerka zachowała się
profesjonalnie i przyjęła reklamacje. Tylko że nie chciało nam się już
czekać na kolejne zamówienie i podzieliliśmy się jakoś. Nasze jedzenie
było smaczne i porcje też wystarczające. Nie wiem, czy problemem tego
miejsca jest skąpstwo właściciela, który nie chce zatrudnić większej
ilości osób, ... czy to już efekt 500 + i tych osób po prostu zatrudnić
nie może?
super wycieczka, gratulacje za wytrwałość z maluchem:) a w duchu gór byłem i raz czekałem 45 min na drugie i nic nie dali dopóki się nie upomniałem :D Karkonosze to moje rodzinne strony, zima Jakuszyce na narty, lato - Karkonosze na wycieczki ;) osobiście wole Karkonosze niż Karpaty
OdpowiedzUsuńDziękuję 😉 Haha więc do Ducha Gór, podobnie jak my, więcej już nie zawitasz😊. To zazdroszczę takich rodzinnych stron 😍 na szczęście my też nie mamy tak strasznie daleko. Hmmm Karkonosze też są bliższe memu sercu, trochę z racji odległości, trochę z racji tego że to tam narodziła się moja miłość do gór 😊
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńZapraszam 🙂
UsuńWspaniale 🙂
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie tam :)
OdpowiedzUsuńKiedy jest chęć, nic nie może być przeszkodą! To bardzo fajne, że podróżujesz z dzieckiem
OdpowiedzUsuńDokładnie, chęci to podstawa 😊A czym skorupka za młodu ... 😉
Usuń