Tym razem mieliśmy inny pomysł na wycieczkę po okolicy. Majówka ma to do siebie, że teoretycznie wszędzie są tłumy, a praktycznie fajnie jest wybrać się w miejsce nieoczywiste.
Trasa naszej dzisiejszej wędrówki to malownicza pętelka po pustych szlakach Gór Bardzkich, częściowo szliśmy także szlakiem nieistniejącej już sowiogórskiej kolei zębatej, cała wycieczka zakończyła się zwiedzaniem fortu Ostróg.
Trasa naszej dzisiejszej wędrówki to malownicza pętelka po pustych szlakach Gór Bardzkich, częściowo szliśmy także szlakiem nieistniejącej już sowiogórskiej kolei zębatej, cała wycieczka zakończyła się zwiedzaniem fortu Ostróg.
Mapa wycieczki
Ruszamy
Do Srebrnej Góry dojechaliśmy trochę po godzinie ósmej. Auto zaparkowaliśmy pod restauracją Dom pod Twierdzą, gdzie później jedliśmy obiad.Żwawo ruszyliśmy w kierunku dzisiejszej pierwszej atrakcji, czyli na wiadukt, będący niegdyś częścią sowiogórskiej kolei zębatej.
Krótka historia o sowiogórskiej kolei zębatej
Kolej Sowiogórska powstała na początku XX w. Łącznie jej trasa miała 62 km długości i rozpoczynała się w Dzierżoniowie, a dalej pociąg turlał się przez Pieszyce, Bielawę, Srebrną Górę, Przełęcz Srebrną, Wolibórz, Słupiec aż do Ścinawki Średniej. Najciekawszym, ale zarazem najtrudniejszym etapem tej przejażdżki był odcinek ze Srebrnej Góry do Woliborza. Wybudowano tam dwa potężne, ceglane wiadukty (Żdanowski — wys. 23,8 m i Srebrnogórski — wys. 28 m) i przekopano skalne wąwozy. Natomiast od przystanku kolejowego Srebrna Góra Miasto do przystanku Nowa Wieś Kłodzka, na łącznej długości ponad sześciu kilometrów, na środku toru, zamontowano dodatkową zębatą szynę. Zwykła lokomotywa nie poradziłaby sobie ze wciągnięciem wagonów pod strome zbocze. Dlatego ten fragment linii obsługiwały specjalne parowozy, które kursowały pomiędzy stacjami w Woliborzu i Srebrnej Górze. Lokomotywa zawsze znajdowała się od strony spadku zbocza, czyli kiedy pociąg jechał od strony Dzierżoniowa na zębatym odcinku, do stacji Srebrna Góra Twierdza lokomotywa pchała wagony przed sobą, a na tej stacji przejeżdżała na przód pociągu i ciągnęła skład, znów będąc od strony stromizny. Sam pomysł na powstanie kolei zębatej był dość oryginalny jak na tamte czasy, ale niestety mało dochodowy. Po I wojnie światowej nastąpił kryzys ekonomiczny, mocno ograniczył się ruch turystyczny, a transport węgla, do którego również wykorzystywano kolej sowiogórską, okazał się bardziej opłacalny liniami wokół Gór Sowich. W maju 1932 roku zamknięto więc tę trasę, a w latach 1933-1934 rozebrano tory między Woliborzem a Srebrną Górą. Tak zakończyła się krótka historia jedynej kolei zębatej na terenie dzisiejszej Polski.
Przed nami pierwszy wiadukt kolejowy na trasie naszej wycieczki, czyli Wiadukt Srebrnogórski
Wejście na górę nie należało do najłatwiejszych, przede wszystkim dlatego, że było ślisko po ostatnich deszczach. Zanim się więc tam wdrapaliśmy, zrobiliśmy sobie drugie śniadanie w rozpadającej się wiatce pod wiaduktem.
A tak most wygląda u góry, jak widać, torów już tam żadnych nie ma:
To prostokątne czarne coś na dole to zdychająca wiatka, pod którą jedliśmy kanapki. Jedna dobra wichura i ten dach odleci daleko...
Wiszący wiadukt
Dalej powędrowaliśmy w kierunku wiszącego wiaduktu, czyli mostu przerzuconego nad najgłębszym na trasie Kolei Sowiogórskiej wąwozem. Wiadukt umożliwiał przejście z Przełęczy Srebrnej w Góry Bardzkie oraz dostęp do znajdujących się po drugiej stronie wąwozu wapienników. Pod wiszącym wiaduktem znajdowała się stacja Srebrna Góra Twierdza oraz „mijanka”, na której lokomotywa, pchająca dotychczas wagony pod górę, przemieszczała się na początek składu.
Do wiaduktu szliśmy przez las, dość szeroką ścieżką, ale niestety po ostatnich deszczach wyglądała ona tak jak na załączonym obrazku:
Do wiaduktu szliśmy przez las, dość szeroką ścieżką, ale niestety po ostatnich deszczach wyglądała ona tak jak na załączonym obrazku:
Udało się 😊 — wpełzliśmy na górę:
Czerwony szlak do Czeskiego Lasu
Dalej powędrowaliśmy czerwonym szlakiem, czyli Głównym Szlakiem Sudeckim. To był ekspozycyjny i całkiem przyjemny etap naszej przechadzki. Mieliśmy widoczek na Twierdzę Srebrna Góra i Fort Ostróg, szkoda, tylko że zapomnieliśmy naładować baterie w aparacie. Niestety, zbyt wielu zdjęć nie udało się nacykać, a to, co zrobiliśmy telefonem, nie bardzo oddaje rzeczywistość.Na szlaku było widać skutki jakiejś większej wichury, a może okiść zimą zrobiła takie spustoszenie — nie wiem, ale było mnóstwo połamanych drzew i gałęzi.
Tego błota na szczęście nie było zbyt wiele 😉:
Żółty szlak do Przełęczy Wilcza
Dalej szliśmy żółtym szlakiem, szerokim traktem. Humory nam dopisywały, pogoda i widoczki też, a na szlaku NIKOGO — czego można chcieć więcej w długi majowy weekend 😉?Przełęcz Wilcza
I tak dotarliśmy do Przełęczy Wilcza i do wiaty gdzie mogliśmy zrobić sobie dłuższą przerwę. Mogliśmy nawet rozpalić ognisko (mieliśmy kiełbachę w plecaku), ale nam się nie chciało😛. Przełęcz Wilcza to dość fajne miejsce na odpoczynek (jest duża wiata, stoły, ławy i miejsce na ognisko) i na punkt startowy wędrówki, bo auto też spokojnie jest gdzie zaparkować. Mnie i Blarowi to miejsce chyba zawsze będzie się kojarzyć z naszą zaręczynową wyprawą do Barda. Wiało wtedy strasznie i ktoś (w sumie pomysłowo) opatulił całą wiatę folią stretch, ale wiatr i tak hulał tam jak opętany. Wtedy nie było opcji zrobienia sobie przerwy, ale nadrobiliśmy tym razem 😉.
Odpoczęliśmy, pogadaliśmy trochę z napotkanym rowerzystą i ruszyliśmy w dalszą wędrówkę. Tym razem po niebieskich znaczkach i niestety początkowo wzdłuż drogi.
Kierunek Żdanów
W którymś momencie nasz szlak z drogi odbił w polną dróżkę i zrobiło się zdecydowanie przyjemniej — zielono, wiosennie i pachnąco.W takich okolicznościach przyrody wędrowaliśmy do Żdanowa, a przed nami kolejna atrakcja dnia, czyli prawie 24-metrowy wiadukt Żdanowski.
Wiadukt Żdanowski
To drugi z wiaduktów na trasie kolei zębatej, nazywany też Mostem Dziewiczym.
Obecnie jest to miejsce spotkań dla amatorów wspinaczki sportowej. Kiedy my dotarliśmy pod wiadukt, to była tam właśnie grupka wspinaczy — podziwialiśmy ich chwilę (zwłaszcza Puszong 😉), a potem sami weszliśmy na górę (nie po linach 😉).
A to już widoczek z wiaduktu:
Zielony szlak & ścieżka dydaktyczna „Zębata”
Dalej powędrowaliśmy po śladach dawnej kolei sowiogórskiej, przez las po zielonych znaczkach. Kolejną ciekawostką na naszej trasie były pozostałości po niewielkiej, drewnianej wieży widokowej, z której można było podziwiać krajobraz Kotliny Żdanowskiej. Na mapce wycieczki widać ten punkt, jest on opisany jako „Zniszczona platforma widokowa”. Cóż rzeczywiście niewiele po tej wieży zostało, wszystko zostało zniszczone, zdewastowane. Widocznie komuś bardzo przeszkadzało — szkoda 😒.Mimo wszystko miejsce na zrobienie przerwy było tam idealne. Klapnęliśmy w chaszczach, na szczątkach tej wieży i na zmianę wyciągaliśmy mordki to do słońca, to do czekolady.
Na miejscu okazało się, że w forcie nie można kupić biletów, bo ... kasa jest przy parkingu na dole. Niby niedaleko, ale my już swoje w nogach mieliśmy i nie bardzo chciało nam się dreptać w tę i we w tę. I już, już mieliśmy zrezygnować ze zwiedzanie, gdy nagle mnie olśniło i zapytałam, czy można przelewem zapłacić za bilety. Otóż można 😊😊😊(tu można kupić bilety przez Internet klik). Na szczęście Internet działał bez zarzutu i rachu-ciachu mieliśmy nasze przepustki.
Odpoczęliśmy trochę i wróciliśmy dalej maszerować. Szliśmy dnem dość szerokiego wąwozu, a z obu stron mieliśmy wysokie kamienne ściany. Do zielonych znaczków doszedł jeszcze niebieski szlak.
Zdobywamy fort Ostróg
Póki szliśmy wąwozem, szło się lekko, łatwo i przyjemnie, ale fort Ostróg (stety/ niestety) jest położony na górze, więc trzeba było się na nią wdrapać. Piotruś lubi takie wyzwania, im trudniej, tym lepiej. Blaru jakoś tam dotrzymywał mu kroku, a ja udawałam, że robię zdjęcia i pełzłam sobie powoli, sapiąc 😉.Zwiedzanie fortu Ostróg
Jakoś udało nam się dotrzeć na szczyt. Przy bramach fortu powitało nas takie oto ostrzeżenie, ale bez obaw postanowiliśmy iść dalej. W końcu mieliśmy zaplanowane zwiedzanie.
Na miejscu okazało się, że w forcie nie można kupić biletów, bo ... kasa jest przy parkingu na dole. Niby niedaleko, ale my już swoje w nogach mieliśmy i nie bardzo chciało nam się dreptać w tę i we w tę. I już, już mieliśmy zrezygnować ze zwiedzanie, gdy nagle mnie olśniło i zapytałam, czy można przelewem zapłacić za bilety. Otóż można 😊😊😊(tu można kupić bilety przez Internet klik). Na szczęście Internet działał bez zarzutu i rachu-ciachu mieliśmy nasze przepustki.
Fort Ostróg najlepiej zwiedzać z przewodnikiem, są tam także określone godziny wejścia dla kolejnych grup zwiedzających. Nasza grupa miała jeszcze jakieś 40 minut do rozpoczęcia wycieczki, postanowiliśmy więc przejść się dookoła fortu.
Wokół było sporo ładnych widoczków i przyjemna ławeczka, na której oczywiście sobie przyklapnęliśmy.
Troszeczkę historii
Fort Ostróg to jeden z fortów pomocniczych twierdzy srebrnogórskiej. Wybudowany został w latach 1769-1772 na szczycie wzgórza Ostróg (niem. Spitzberg). Miał strzec Przełęczy Srebrnej oraz południowej flanki twierdzy. W 19 kazamatach zlokalizowano sześć stanowisk dla armat i kilkadziesiąt strzelnic dla karabinów. Jedna z kazamat pełniła funkcję prochowni, czyli magazynu na 25 ton prochu. W kolejnej podziemnej sali wykuto studnię forteczną, która zagłębia się aż na 86 metrów w głąb wzgórza. Wojenną załogę fortu w XVIII wieku stanowiło ośmiu oficerów i stu trzydziestu żołnierzy.Podczas zwiedzania można poznać historię fortu w kontekście historii XX wieku. Przykładowo w latach 30. znajdował się tam ośrodek szkoleniowy Hitlerjugend, podczas II wojny światowej – więzienie, a następnie obóz jeniecki oficerów polskiej armii pojmanych w 1939 roku. Mimo ciężkich warunków udało się stąd uciec trzem jeńcom.
Nasze wrażenia ze zwiedzania fortu Ostróg
Po forcie oprowadzał nas (a właściwie musztrę nam zrobił 😏) przewodnik, który wcielił się w postać jednego z jeńców osadzonych w niemieckim oflagu. Pokazał nam, jak wyglądało życie więzionych oficerów, co poniektórych zwiedzających zapędził do obierania ziemniaków, a innym kazał testować czy łóżka są wygodne 😏. Cała ta wycieczka została zorganizowana z dużym poczuciem humoru, fakty historyczne przemycone w dość przystępny sposób, z dodatkiem różnych zabawnych anegdotek.Zanim opuściliśmy fort, poszwendaliśmy się jeszcze trochę sami to tu, to tam, już bez przewodnika.
Z góry jest naprawdę ładny widoczek 😊
Zasłużony odpoczynek i pyszny obiad Pod Twierdzą
Gdy skończyliśmy zwiedzanie, mieliśmy już jakieś 15 km w nogach, nie licząc tego, co złaziliśmy za bramą fortu. Przewyższeń na trasie naszej wycieczki też trochę było, nic więc dziwnego, że nasz Pluszak był już nieco wykończony. Na dodatek wszystkim nam burczało w brzuchach. Gdy dostaliśmy nasz obiad (a raczej obiadokolację) w Domu Pod Twierdzą, Piotruś dosłownie rzucił się na jedzenie. Biedne dziecko zapomniało, że sztućce istnieją i jadło łapkami. Zawartość talerza została zmieciona raz-dwa 😉. Zresztą wszystko było pyszne: Piotrek zamówił sobie dziecięcą porcję kurczaczków z frytami, ja tagliatelle ze szpinakiem albo bazylią (już nie pamiętam z czym, ale było doprawione od serca, pikantne, naprawdę dobre), a Blaru placek po węgiersku — wszystko polecamy 😊.
Dobrze, że auto mieliśmy zaparkowane pod samą restauracją. Na dziś dość już miałam chodzenia 😂. Chociaż jak dojechaliśmy do domu, to okazało się, że muszę wnieść Puszonga na 3 piętro, bo zasnął. Oczywiście, jak tylko zamknęły się drzwi od mieszkania, rozbrykał się na nowo 😏.
Dobrze, że auto mieliśmy zaparkowane pod samą restauracją. Na dziś dość już miałam chodzenia 😂. Chociaż jak dojechaliśmy do domu, to okazało się, że muszę wnieść Puszonga na 3 piętro, bo zasnął. Oczywiście, jak tylko zamknęły się drzwi od mieszkania, rozbrykał się na nowo 😏.
Prześliczne zdjęcia, takie pozytywne że aż się udziela.
OdpowiedzUsuńIle zdjęć i dobrych punktów, jakbym sam tu odwiedził
OdpowiedzUsuń