maja 02, 2019

maja 02, 2019

Góry Sowie: zwiedzanie Twierdzy Srebrna Góra i krótka wędrówka



Ostatnio z zapartym tchem śledziliśmy prognozy pogody. Zbliżała się majówka, a w zapowiedziach nie było mowy o słońcu, ciągle tylko deszcz, wiatr, a nawet śnieg. Stwierdziliśmy więc, że dobrym pomysłem będzie wycieczka do jakiegoś zadaszonego miejsca. Padło na Srebrną Górę i zwiedzenie największej twierdzy górskiej w Europie. Później w zależności od tego, jak rozwinęłaby się sytuacja pogodowa, mięliśmy powędrować sobie na dłuższą bądź krótszą przechadzkę po Górach Sowich. Plan został zaakceptowany przez wszystkich domowników, zwłaszcza przez Puszonga, który aż skakał z radości, że jedzie na wycieczkę.

Niestety, rano okazało się, że nie wszyscy w naszej ekipie mają pozytywne nastawienie do życia. Wicia wstała lewą nogą, obrażona na cały świat, łącznie z samą sobą. Na szczęście udało nam się znaleźć sposób na rozprawienie się z Wiciowym fochem, ale o tym trochę później.

Auto w Srebrnej Górze zostawiliśmy na płatnym parkingu, który był prawie pusty, gdy przyjechaliśmy. Żeby dostać się do twierdzy, musieliśmy od naszego parkingu trochę wdrapać asfaltową drogą. Istnieje też opcja wjazdu traktorkową ciuchcią, ale ... hmmm no nie jest to coś, co preferujemy jako środek transportu na wycieczce po górach.


Planowaliśmy wyjechać z domu na tyle wcześnie, żeby załapać się na wejście w pierwszej grupie zwiedzających. Prawie się udało, bo weszliśmy z następną grupą, ale nasz tok rozumowania był jak najbardziej prawidłowy — później na twierdzy były tłumy ludzi i kolejki do kasy.


Twierdza Srebrna Góra

Puszong pewnym krokiem wkroczył w ciemny tunel prowadzący do srebrnogórskich włości, za nim pełzła jeszcze śpiąca Wicia i nasz nadworny fotograf Blaru.

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra

Piotruś raz-dwa wypatrzył dla siebie i Wici plac zabaw. Niby nic specjalnego jedna huśtawka i ślizgawka na krzyż, ale oderwanie 3-latka z jakiegokolwiek placu zabaw bywa nie lada wyczynem. Na szczęście tym razem to odrywanie obyło się bez zbędnych wrzasków — w końcu poznanie prawdziwego żołnierza to dopiero atrakcja! A plac zabaw? ... no może nie ucieknie...

Twierdza Srebrna GóraTwierdza Srebrna Góra


Zwiedzanie twierdzy - koniecznie z przewodnikiem

Spacer wewnątrz Twierdzy Srebrna Góra odbywa się z przewodnikiem, jest też opcja samodzielnego zwiedzania, ale kompletnie nie ma ona sensu. Nawet biorąc pod uwagę aspekt ekonomiczny — przewodnika mieliśmy po prostu w cenie biletu. A oprowadzał nas sam żołnierz armii pruskiej! Śmiało mogę stwierdzić, że jedną z głównych atrakcji podczas przechadzki po historycznych fortyfikacjach był właśnie nasz niesamowity przewodnik. Oczywiście mundur, w który był ubrany to tylko taka kropka nad „i”, jeśli chodzi o profesjonalne podejście do tematu. Liczne, ciekawe anegdotki o tym, jak wyglądało życie i służba żołnierzy oraz opowieści na temat historii srebrnogórskiej twierdzy, przekazane w bardzo przystępny sposób, z dużym dodatkiem poczucia humoru sprawiały, że na pewno nie było to tylko nudne przejście między starymi murami.

Kilka słów na temat historii

Budowę twierdzy zlecił w 1765 roku król pruski Fryderyk II, w celu obrony strategicznej Przełęczy Srebrnogórskiej na granicy z Cesarstwem Austrowęgierskim. Budowa tego najnowocześniejszego obiektu militarnego czasów nowożytnych trwała 12 lat, a koszt jego powstania został oszacowany na 4.145.000 talarów. Przez cały okres budowy zatrudniano średnio 4 000 robotników z zachodnich Niemiec i Czech. Oczywiście do pracy była też zmuszana okoliczna ludność.

Co istotne, cała Twierdza Srebrna Góra to w rzeczywistości nie jeden obiekt, ale aż sześć fortów i kilka bastionów. Główny jej trzon tworzy zespół bastionów z Donjonem w środku i to właśnie tę część mieliśmy okazję zwiedzać.

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra
Oczywiście taka twierdza musiała być samowystarczalna, żeby już po kilku dniach oblężenia wróg nie wziął broniących jej żołnierzy głodem. Znajdowały się w niej m.in. ogromne magazyny, zbrojownia, kaplica, więzienie, szpital, piekarnia, browar, warsztaty rzemieślnicze, prochownia i zapasy amunicji. Dzięki tym wszystkim udogodnieniom fort był w stanie bronić się nawet przez pięć miesięcy i mógł pomieścić 3 700 żołnierzy. Oczywiście bardzo istotny był dostęp do czystej wody pitnej. To zdjęcie poniżej przedstawia wielkie koło (wygląda jak takie dla gigantycznego chomika) dzięki, któremu można było wyciągać wodę z wykutej w skale ponad 50-metrowej studni.


A ile razy broniła się ta najnowocześniejsza, strategiczna budowla militarna?


Jak się okazuje tylko raz i to niezbyt długo. Otóż w czerwcu 1807 r. co prawda miał miejsce szturm wojsk napoleońskich na Twierdzę w Srebrnej Górze i jej bohaterska obrona, ale pokój w Tylży zmusił Francuzów do odstąpienia od oblężenia. Dzięki temu twierdza ma opinię niezdobytej.

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra

Uwaga strzelają! 

Jedną z atrakcji w czasie zwiedzania twierdzy miał być wystrzał z broni czarnoprochowej. Ponoć jest on dość głośny, więc ja i Piotruś przeszliśmy do następnego pomieszczenia, ale naszemu przewodnikowi coś nie poszło i pomimo trzech prób broń nie wystrzeliła. Tego dnia mogliśmy jednak usłyszeć wystrzał i to głośniejszy niż ten oddany z broni. Otóż na Twierdzy w Srebrnej Górze jest taka tradycja, że 2 maja, czyli w Dzień Flagi prezentowany jest strzał z repliki XVIII wiecznej armaty. Wow! Ale to był huk! Wicia i Blaru podczas całego tego pokazu stanęli sobie w pierwszym rzędzie, ja natomiast wzięłam Piotrusia na ręce i odeszliśmy trochę dalej.
W momencie wystrzału Puszong aż podskoczył i już skrzywiał minkę do płaczu, ale gdy zobaczył, że wszyscy się cieszą i biją brawo to i on się uśmiechnął i zaczął klaskać.

Twierdza Srebrna Góra - strzał z armaty

Twierdza Srebrna Góra - strzał z armaty

Twierdza Srebrna Góra - strzał z armaty

Po tych wystrzałowych emocjach trochę zgłodnieliśmy, więc rozsiedliśmy się z naszymi plecakami na ławach i zaczęliśmy wyżerkę. Obok ktoś zaczął grillować kiełbachę i żałowaliśmy, że nie wzięliśmy swojej, bo zapach sprawiał, że ślinka nam ciekła. W ogóle to zrobiło się całkiem przyjemnie i kompletnie nic już nie wskazywało, że pogoda miałaby się popsuć.

Twierdza Srebrna Góra

Twierdza Srebrna Góra

Widoczki ...

Będąc na srebrnogórskich włościach oprócz wycieczki z przewodnikiem wewnątrz twierdzy, koniecznie trzeba wejść na punkt widokowy, z którego rozciąga się rozległa panorama na miasto i góry. Co prawda trochę tam wiało, ale krajobrazy były niesamowite.



Widoki z twierdzy Srebrna Góra

Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra

Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra

Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra
Widoki z twierdzy Srebrna Góra


Wędrówka po sowiogórskich szlakach

Gdy na terenach twierdzy zaczęły się robić coraz większe tłumy, postanowiliśmy się ulotnić i rozpocząć drugi etap naszej wycieczki, czyli przechadzkę po sowiogórskich szlakach. Zanim jednak ruszyliśmy, kupiliśmy jeszcze dla Wici coś na wzmocnienie, czyli zestaw oscypkowych makaroników.

Mapa z trasą naszej wędrówki

Jak pokazuje mapka, wycieczkę zaczęliśmy czerwonym szlakiem. Najpierw szliśmy sobie taką wąską dróżką, podziwiając przy okazji niedostępną srebrnogórską twierdzę z nieco innej perspektywy. Później weszliśmy już na szerszy trakt i chociaż wędrowaliśmy głównie lasem, to widoczki też nam towarzyszyły.

Srebrna Góra

Srebrna Góra

Srebrna Góra
Srebrna Góra

Srebrna Góra

Srebrna Góra

Srebrna Góra

Srebrna Góra
Potuptaliśmy chwilę i Piotruś umęczony wrażeniami usnął w nosidełku.

Recepta na zły humor

Na początku relacji z tej wycieczki wspominałam, że Wicia była w bardzo nie wiciowym, czytaj złym humorze. No, ale jakoś sobie z tym poradziliśmy, ... więc jaki jest magiczny sposób na zwalczenie focha nastolatki? Nakarmić ją serem ...


Góry Sowie

Góry Sowie



Przed wyjściem na szlak nie mieliśmy konkretnego planu wędrówki. Wiedzieliśmy, że od twierdzy chcemy zrobić „jakąś” większą lub mniejszą pętelkę po górach. Pogoda wbrew zapowiedziom zrobiła się przecudna, więc nasze nogi potuptały aż na dwa szczyty: Gołębią (810 m n.p.m.) i Malinową (835 m n.p.m.). Żadne z tych wzniesień nie jest ekspozycyjne.

Gołębia Góra
Malinowa Góra
Gdzieś w okolicach góry o jakże apetycznej nazwie Malinowa, zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na odpoczynek, pozjadaliśmy nasze jabłka, pomidory i resztę oscypków i ruszyliśmy dalej.

Puszong

Obijałyśmy się z Wicią po drodze, więc Blarzyna z Piotrusiem schowali się za drzewem, żeby nas wystraszyć, ale się nie dałyśmy. Trasa powrotna niebieskim szlakiem była łatwiejsza, bo omijała obydwa szczyty. Po drodze zrobiliśmy jeszcze jeden dłuższy przystanek przy wiacie, gdzie wyjedliśmy ostatnie resztki z plecaka i pozbyliśmy się wszelkich zapasów wody. Przy parkingu byliśmy około godziny 19:00.

Góry Sowie

Góry Sowie

Góry Sowie

Weekend majowy w górach, bez tłumów?

Mimo przepięknej pogody (zapowiadało się zupełnie inaczej), na naszej trasie prawie nie widzieliśmy wędrowców. Fakt, było trochę rowerzystów (też nie tłumy), ale z piechurów spotkaliśmy tylko parkę na samym początku wędrówki i … kolegę Blara z dzieciństwa, mieszkającego na tej samej ulicy. Podsumowując: udana majówka w pogodę, czy w niepogodę, bez tłumów ludzi też jest możliwa. Trzeba tylko wiedzieć gdzie jechać, no i odpowiednio wcześnie wstać.

1 komentarz:

  1. Super wszystko zostało ukazane. Takie widoki zawsze mnie zachwycały.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Puszongowo , Blogger