Polską, złotą jesień odnaleźliśmy podczas wycieczki na Kolorowe Jeziorka. Niezwykła barwa jeziorek w połączeniu z jesiennym krajobrazem naprawdę zrobiła na nas wrażenie. Bajeczne jeziorka nie były jednak jedynym celem naszej wycieczki, bo weszliśmy także na Wielką Kopę (870 m np.m). Zresztą w takich przyjemnych okolicznościach nie ma celu wędrówki, sama wędrówka jest celem.
A tym razem prócz stałego składu naszej ekipy na wycieczkę zabraliśmy jeszcze Andrzeja (brata Blara na stałe mieszkającego w Anglii), który złotej polskiej jesieni w górach dawno już nie widział.
Większość ludzi wybierając się na wycieczkę na Kolorowe Jeziorka, decyduje się zostawić samochód na parkingu tuż przy jeziorkach, ale my zaplanowaliśmy sobie nieco dłuższą przechadzkę. Wycieczkę rozpoczęliśmy w Ciechanowicach, auto zaparkowaliśmy w pobliżu kościoła i ruszyliśmy niebieskim szlakiem.
Mapka z trasą wycieczki
* żeby przenieść się do aktywnej mapki z naniesioną trasą, trzeba kliknąć w napis widoczny na mapce Zobrazit na Mapy.cz
Już od początku wycieczki piękna, złota jesień towarzyszyła nam w wędrówce. Tuptaliśmy sobie wśród pól i lasów, w takim sielsko wiejskim klimacie.
Gdy wyruszaliśmy na szlak, było jeszcze nieco chłodnawo, a cała okolica była chyba pogrążona w leniwym niedzielnym śnie, bo osobników gatunku Homo sapiens długo nie spotkaliśmy. Przypałętał się za to do nas taki słodziasty kotek, który wyczuł smakowitą zawartość naszych plecaków.
Oprócz mruczka spotkaliśmy jeszcze małego złocistego trznadla — ptaszka o pięknych jesiennych barwach.
Po przekroczeniu bram Rudawskiego Parku Krajobrazowego pustki na szlaku się skończyły. Już na parkingach pod jeziorkami widzieliśmy sporo aut. Chociaż z drugiej strony przerażających tłumów też nie było, może dlatego, że wiało i ludzie szybko uciekali dalej.
Kolorowe jeziorka - polski cud natury?
Niezwykłość barw Rudawskich Kolorowych Jeziorek została uznana przez czytelników National Geographic Travel za jeden z "siedmiu nowych cudów Polski". Takie wyróżnienie wręcz nakazuje spodziewać się prawdziwych cudów.A jak było w rzeczywistości?
Blaru wspominał, że kiedyś już był podziwiać ten kolorowy cud, ale jakoś go nie zachwycił. Mówił nawet, że nie widział tam zbytnio barw, było szaro buro (ale czego oczekiwać od mężczyzny, który twierdzi, że hipopotam jest koloru łososiowego?) i raczej nie jest to nic ciekawego. Skąd taka rozczarowująca opinia? Blaru był nad jeziorkami w chłodny pochmurny dzień, a wtedy nie wyglądają one jakoś szczególnie. Dlatego, aby nacieszyć oczy niezwykłymi barwami jeziorek, warto się tam wybrać w słoneczny dzień, kiedy mienią się one przeróżnymi kolorami. Oprócz tego na naszą wspólną wycieczkę wybraliśmy sobie chyba najlepszą porę roku: rude, złote i wielobarwne liście jesienne w połączeniu z niezwykłym kolorem wody sprawiały, że jeziorka zasłużyły sobie na miano jednego z siedmiu cudów Polski (no może nie wszystkie).
Jak powstały Kolorowe Jeziorka
Swego czasu okazało się, że tereny Rudaw Janowickich pełne są złóż pirytu, inaczej zwanego złotem głupców. W połowie XVIII w. na zboczach Wielkiej Kopy powstały kopalnie: Nadzieja, Nowe Szczęście i Gustaw, w których ów kruszec zaczęto wydobywać. Następnie piryt przerabiano na kwas siarkowy. Kiedy złoża wyczerpały się, a kopalnie zostały zamknięte, dawne wyrobiska wypełniły się wodą i tak właśnie powstały kolorowe jeziorka: Żółte, Purpurowe i Błękitne oraz Zielony Stawek.Żółte Jeziorko
Zdecydowanie najmniej ciekawe spośród wszystkich jeziorek — bardziej przypominało żółtawą kałużę. Podobno większej ilości wody można tam uświadczyć po obfitych opadach.Purpurowe Jeziorko
Purpurowe jeziorko powstało po zalaniu wyrobiska Nadzieja, czyli najstarszej kopalni pirytu. Kolor wody tego jeziorka bardziej przypominał nam miedziany, trochę wpadający w kolor ciemnego piwa lub whisky (głodnemu chleb na myśli). Właściwie barwy mieniły się różnymi odcieniami, w zależności od tego, gdzie akurat staliśmy i jak padało światło.To właśnie przy Purpurowym Jeziorku zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na jedzonko. Gdy posililiśmy nasze wygłodniałe brzuszki kanapkami i rozgrzaliśmy się nieco ciepłą herbatą, poszliśmy się trochę poszwendać wokół jesiennego udekorowanego jeziorka.
Błękitne Jeziorko
Błękitne Jeziorko bywa też nazywane Lazurowym i w sumie nic dziwnego, bo woda w nim jest jak na Francuskiej Riwierze. Połączenie jesiennych złotych liści i intensywnej wręcz turkusowej barwy jeziorka tworzyło iście biżuteryjną kompozycję — naprawdę niesamowity widok. Błękitne Jeziorko swoją barwę zawdzięcza związkom miedzi i w przeciwieństwie do Purpurowego, woda w nim jest czysta i pozbawiona siarkowego zapachu. Co nie znaczy, że można się w nim kąpać (😏 !!!).
Zielony Stawek
W jego miejscu znajdowała się niegdyś kopalnia Gustaw, woda w jeziorku przypominała bardziej błotnistą, nieprzejrzystą breję obsypaną igłami. Podobno jeziorko wyglądało ciekawie po wielkiej powodzi w 1997 roku, miało wtedy intensywnie grafitową barwę.Wędrówka na Wielką Kopę
Po wyjściu z „jeziorkowej strefy” kierowaliśmy się już zielonym szlakiem w stronę Wielkiej Kopy. A po drodze podziwialiśmy to, co chcieliśmy zobaczyć: naszą piękną polską jesień.Na samej Wielkiej Kopie nie uświadczyliśmy rozległych krajobrazów, ale po drodze minęliśmy całkiem ładny punkt widokowy.
Na szczycie góry zrobiliśmy sobie długą przerwę na odpoczynek i jedzonko. Podobno z Wielkiej Kopy kiedyś były całkiem ładne widoczki, obecnie wszystko jest porośnięte drzewami.
Jesieni w rudawskich lasach ciąg dalszy
Schodząc z Wielkiej Kopy, wróciliśmy dosłownie kawałeczek zielonym szlakiem, a następnie zakręciliśmy pętelkę w stronę Wieściszowic, idąc początkowo po żółtych znaczkach. Na tej trasie również nasz piękna polska jesień także prezentowała się nam we wszystkich swoich najpiękniejszych barwach.Ekspozycji oraz górskich widoczków również nie zabrakło.
W oddali widać było nawet Królową Śniegu.
Gdy doszliśmy do Wieściszowic, nie chcąc powtarzać dwa razy tej samej trasy, postanowiliśmy, że do auta wrócimy nieco dłuższą drogą i skręciliśmy na zielony szlak. Głównym minusem takiej decyzji było to, że część trasy szliśmy poboczem drogi. Trochę aut jeździło, więc dla bezpieczeństwa wrzuciliśmy Puszonga w nosidełko.
Na szczęście niecała nasza droga prowadziła wzdłuż szosy. W pewnym momencie weszliśmy sobie na wąziutką ścieżynkę wiodącą między szpalerem drzew, obok szumiał strumyczek, ćwierkały ptaszki i ihahały koniki.
Całkiem przyjemnie szło się nam też dalej, wzdłuż rzeki Bóbr. Chociaż na pewnym etapie nasza wędrówka z marszu zmieniła się w ślimacze pełzanie, bo Puszong zaczął podziwiać przejeżdżające pociągi 😏.
Fotorelacja jest naprawdę imponująca.
OdpowiedzUsuń