Kilka słów o Gryżyńskim Parku Krajobrazowym
Gryżyński Park Krajobrazowy to wyjątkowy kawałek województwa lubuskiego – niewielki (ok. 3060 ha) park, utworzony w 1996 roku, obejmuje tereny wokół polodowcowej rynny z licznymi jeziorami i źródłami. Ciągnie się wzdłuż potoku Gryżynka, między wsiami Gryżyna i Grabin. Większość parku to po prostu lasy, a teren jest pofałdowany – z głębokimi wąwozami i morenowymi pagórkami.
Największe wśród tutejszych jezior jest Jelito – ma powierzchnię niemal 50 ha i głębokość sięgającą 36 metrów (tak, naprawdę się tak nazywa 😉).
Weekend start!
Blaru dalej objeżdża Transylwanię na rowerze, więc tym razem pakowanie namiotu, śpiworów i całej reszty wzięłam na siebie. Zgarnęłam Puszonga do pociągu, siostra z rodzinką ruszyła z Sulechowa i wszyscy spotkaliśmy się w Szklarce Radnickiej. Plan? Trochę lasu, trochę wody, bardziej spontan. Po prostu weekend pod chmurką.
Szklarka Radnicka – Czyżykowo i spacer po okolicy
Rozbiliśmy się z namiotami przy plaży nad jeziorem Czyżykowo – miejsce okazało się kameralne, woda czyściutka. Dzieci oczywiście od razu wskoczyły do jeziora, a my ogarnialiśmy namiot i żarełko. Cóż, gazu starczyło tylko na podgrzanie zupy, bo oczywiście nie wzięłam dodatkowego kartusza 😥.
Po względnym ogarnięciu obozowiska i solidnym posiłku ruszyliśmy na małe szwendanie się po okolicy. Bez wielkiego planu. Najpierw trafiliśmy nad jezioro Kocie – nieduże, typowo wędkarskie, ukryte między drzewami. Trochę dziko, ale bardzo klimatycznie.
Po powrocie na naszą plażę nad Czyżykowem dzieciaki znów ochoczo wskoczyły do wody, my rozsiedliśmy się na kocyku z czymś zimnym w łapce 😉.
Wieczorem i w nocy czekały nas jeszcze muzyczne atrakcje – koncert żab i... jakiejś kapeli. Grupa znajomych coś tam sobie grała do późna. Nie było to przeszkadzające – wręcz przeciwnie, dodawało klimatu.
Poranek nad jeziorem
Wstałam wcześnie, choć nie mam pojęcia, która to była godzina – telefon został u szwagra w aucie. Wystawiłam tylko nos z namiotu i... wow. Dookoła mgliście, jezioro zupełnie spokojne, a po tafli leniwie płynęły łabędzie. Zimno jak nie wiem co, ale bajecznie. Szkoda, że nie miałam czym tego uchwycić, bo widok był jak z jakiejś pocztówki.
Wróciłam do śpiwora. Po jakimś czasie wszyscy zaczęli się powoli gramolić z namiotów, zrobiło się cieplej i ruszył klasyczny poranny rozgardiasz – dzieci, śniadanie, krzątanie się. Kawy oczywiście nie było, bo nie było na czym jej grzać, na szczęście wody pitnej mieliśmy pod dostatkiem 😉. Śniadanie, choć były to tylko zwykłe kanapki z dżemem, tudzież konserwa rybna, smakowało wybornie.
Gryżyna – spacer wokól jeziora Kałek i bobrowe rewiry
Ogarnęliśmy się, spakowaliśmy, wskoczyliśmy w auto i przenieśliśmy się do Gryżyny. Zaparkowaliśmy przy ośrodku Lala Las (nazwa trafiona idealnie) i powędrowaliśmy w las 😉.
Mapka z trasą wycieczki
Początkowo szliśmy kawałek czarnym szlakiem, ale szybko zeszliśmy na ścieżkę edukacyjną, wzdłuż której ustawiono kilkanaście tablic z mapami i różnymi ciekawostkami przyrodniczymi. Przyjemna trasa przez las, lekko pofałdowana.
W którymś momencie natknęliśmy się na urokliwą kładkę nad Gryżyńskim Potokiem, a tuż obok niej parka futrzastych stworzonek przemykała między jednym a drugim brzegiem. Nie wiemy, co to było – może łasiczki albo tchórze? Słodkie, zwinne i zajęte swoimi sprawami – nie poczekały na zrobienie fotki 😉. Za kładką minęliśmy wiatę – całkiem zadbaną, idealną na przerwę, ale... wściekłe komary pokrzyżowały nam plany. Nie zatrzymywaliśmy się ani na moment.
Dalej ścieżka prowadziła nas przez urokliwy wąwóz. To właśnie wąwozy i doliny wyrzeźbione przez lodowiec uważane są za jedną z największych atrakcji Gryżyńskiego Parku Krajobrazowego.
A to już torfowisko i bobrowe królestwo. Nie widzieliśmy samych bobrów, ale efekty ich pracy to jakiś kosmos 😍.
Dalej ścieżka prowadziła przez las. Trochę chaszczowo się zrobiło w którymś momencie i znów zaatakowały nas komary, ale daliśmy radę. Dużo przyjemniej było bliżej jeziora Kałek – szersza ścieżka, jakaś kładka. No i poziomki! Małe, słodkie, pyszne – wieki ich nie jadłam. Od razu wróciły wspomnienia z dzieciństwa. Trochę sobie podjedliśmy, bo nie dało się przejść obojętnie 😉.
Plaża nad jeziorem Kałek (LaLa Las)
Gdy dotarliśmy z powrotem do auta, zrobiliśmy szybkie „przemeblowanie”. Zabraliśmy plażowe torby, kółka, rękawki, ręczniki – czyli cały niezbędny zestaw – i ruszyliśmy nad jezioro Kałek. Plaża znajduje się na terenie ośrodka LaLa Las, ale jest ogólnodostępna i bezpłatna, także dla tych, którzy nie nocują na miejscu.Dzieci oczywiście od razu rzuciły się do wody i szalały, jakby dopiero co zaczęły dzień, a nie miały w nogach kilka kilometrów 😉. Tu woda także była czysta, okolica zadbana – wszystko jak trzeba, ale zgodnie stwierdziliśmy, że bardziej podobało nam się nad Czyżykowem. Tam było spokojniej, bardziej kameralnie.
Plus dla LaLa Las za infrastrukturę – na terenie ośrodka działa restauracja, więc można było kupić lody, coś na ząb i w końcu... kawę. I to mrożoną! My, dorośli, na ten moment czekaliśmy od rana 😉. A sam obiad? Po prostu jadalny, nie ma się czym zachwycać 😉.
Zakończenie weekendu
Wszystko, co dobre, szybko się kończy, więc i my musieliśmy wracać do codzienności. Siostra z ekipą podrzucili mnie i Puszonga na stację w Szklarce Radnickiej, pomachaliśmy sobie na pożegnanie i każdy ruszył w swoją stronę. Fajnie było – niby nic wielkiego, a jednak właśnie takie mikrowyprawy najbardziej się pamięta 😉.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz