Nie będę oszukiwać — jest to trasa dość chętnie uczęszczana, więc na weekend można się spodziewać pielgrzymek, zwłaszcza w okolicach wyciągu Medvědín. Najprzyjemniej byłoby, więc wędrować tam w środku tygodnia, ale niestety w naszym przypadku jest to mało realne. Jednak nawet podczas tej wycieczki mieliśmy całkiem długi etap, gdzie byliśmy tylko my i góry — cudownie. Był to zupełnie niedoceniany, przepiękny szlak z takimi widokami, że ... zapomnieliśmy o robieniu zdjęć. Gdzie? - a no to opiszę trochę później, a na razie to byłoby na tyle wstępu — ruszamy na wędrówkę 😊.
Mapa naszej wycieczki
Start Horní Mísečky
Auto zostawiliśmy sobie na płatnym parkingu w Horní Mísečky i ochoczo ruszyliśmy wyasfaltowaną drogą pod górę. Sama miejscowość to taka spokojna wioseczka w górach. Jednocześnie jest to fajna baza wypadowa na szlaki. Można tam też skorzystać z komunikacji publicznej i autobusem podjechać, chociażby do Vrbatovej Boudy.Medvědín — widoczki i niespodzianka dla dzieci
Całkiem ładne widoczki zaczęły nam się wyłaniać w okolicach górnej stacji wyciągu Medvědín.Natomiast na samym szczycie Medvědín oprócz spektakularnych widoków na Śnieżne Kotły, Szyszak, Przełęcz Karkonoską, Lucni Hora oraz czeskie przedgórze Karkonoszy, czekało na nas coś, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy.
W ogóle cały szczyt Medvědín jest bardzo dobrze zagospodarowany i łatwo dostępny dla każdego turysty, bo można tam wjechać autobusem lub wyciągiem. Oczywiście na górze znajduje się schronisko (restauracja?) z tradycyjnym czeskim jedzeniem i piwem, no ale to żadne zaskoczenie w tak popularnych miejscach w Czechach.
Pierwsza, taka drobna niespodzianka, jaka wpadła nam w oko to automat do lodów przy schronisku. My co prawda z niego nie korzystaliśmy, bo było za zimno, ale pomysł całkiem fajny.
Natomiast prawdziwym zaskoczeniem był dla nas plac zabaw w górach. Oczywiście Piotrusiowi, aż się oczy zaświeciły z radości no i utknęliśmy tam na trochę. Na przyszłość wiemy, że trasę w tych okolicach musimy zaplanować sobie trochę inaczej — tak żeby plac zabaw (plus ewentualny zjazd wyciągiem) był etapem kończącym wycieczkę, bo po czymś takim ciężko przekonać czterolatka do dalszej wędrówki.
Szliśmy trochę pod górę, trochę przez las. Na tym etapie spotkaliśmy jakąś parę z dzieckiem w wózku ... hmmm trasa ta na pewno na wózek się nie nadaje, ale co kto lubi. Krótki odpoczynek zrobiliśmy sobie przy całkiem ładnym widoczku na Šmídovej vyhlídce i powędrowaliśmy dalej, trzymając się czerwonych oznaczeń. Po niedługim czasie nasza ścieżka połączyła się z asfaltową drogą prowadzącą z Horní Mísečky.
Tym asfaltem szło nam się wbrew pozorom trudniej niż dotychczas, chociażby ze względu na przejeżdżające autobusy i rowery — co jakiś czas trzeba było się usunąć trochę bardziej na bok. Natomiast widoki były przepiękne — rozległe górskie panoramy robiły wrażenie. W takich właśnie okolicznościach przyrody nasz Piotruś Pan Przewodnik stwierdził ni z tego, ni z owego, że się zmęczył i kategorycznie żąda jedzenia oraz masażu stóp. Nie dyskutowaliśmy zbytnio z tymi żądaniami — zeszliśmy na bok i wyciągnęliśmy z plecaka to, co nadawało się do jedzenia.
Bunkry w górach
Kolejna ciekawostka, na jaką napotkaliśmy w trakcie naszej wędrówki to rzopiki, czyli takie bunkry przeciwpiechotne. W latach 30 XX wieku Czechosłowacy, spodziewając się ataku ze strony Niemiec, zaczęli budować takie właśnie fortyfikacje obronne na północnej granicy swojego państwa. Jak wiadomo z historii, Czechosłowacja poddała się Niemcom bez walki, bunkry więc nie zostały nigdy wykorzystane. A jaki widok jest z takiego bunkra 😍 !!!!Po dłuższej przerwie przy bunkrze, ruszyliśmy dalej cały czas, trzymając się czerwonego szlaku. Było pięknie ...
Wodospad Panczawy
Wędrowaliśmy tak sobie aż do wodospadu Panczawy (Vodopád Pančavy). Jest to najwyższy wodospad w całych Karkonoszach, jego wysokość to 148 m, a suma wszystkich kaskad to aż 250 m. Cudowna panorama na Łabską dolinę, Kozie Grzbiety, Kotel i Łysą Górę, która rozciąga się z punktu widokowego przy wodospadzie, naprawdę robi wrażenie.
Wędrując w stronę schroniska, Blarzyna opowiadał, że jest taka śmieszna zależność, że Polacy uważają, że schronisko Labska Bouda szpeci krajobraz, a Czesi z kolei podobnie myślą na temat budynku stacji przekaźnikowej na Śnieżnych Kotłach. Nim dotarliśmy do schroniska, uważałam, że opinia Polaków jest mocno przesadzona, a sam budynek dość ładnie komponuje się z górskim krajobrazem. No cóż z daleka tak źle to nie wyglądało, ale gdy byliśmy już na miejscu, zgodnie stwierdziliśmy, że Labska Bouda to istny koszmar architektoniczny, na dodatek w totalnej rozsypce. W planach mieliśmy zamiar zatrzymać się w schronisku nieco dłużej, zjeść obiad i może napić się jakiegoś czeskiego piwka. Niestety tłumy ludzi nas skutecznie odstraszyły, nie chciało nam się stać przez pół godziny za jedzeniem. Rozłożyliśmy się na trawie przed schroniskiem i wyciągnęliśmy jakieś resztki żarełka z plecaka.Łabski wodospad
Rzut beretem od Labskiej Boudy, na niebieskim szlaku, znajduje się kolejny malowniczy karkonoski wodospad, czyli Łabski Wodospad. Zresztą sama trasa od schroniska do wodospadu jest przepiękna.
Od wodospadu powędrowaliśmy z powrotem do Labskiej Boudy, a stamtąd kierowaliśmy się już zielonym szlakiem do Źródła Łaby. Tam zrobiliśmy sobie przerwę, nie tyle na jedzenie (bo już go nie mieliśmy) co na krótką drzemkę Puszonga, bo nam się dziecię umęczyło tuptaniem.
A to herby miast przez, które przepływa Łaba.
Wędrówka przez Karkonoskie łąki
Po dłuższym postoju ruszyliśmy żółtym szlakiem, najpierw przez Łabską łąkę (Labská louka), a później odbiliśmy czerwonym na Mumlavską łąkę (Mumlavská louka). Jak tam było pięknie!
Cała nasza trasa była bardzo atrakcyjna, jeśli chodzi o widoczki, ale najpiękniejszy etap naszej wędrówki zaczął się mniej więcej od panoramy, jaka rozciągała się ze wzniesienia Harrachovy Kameny. Zdjęcia nie oddają klimatu miejsca, tam po prostu trzeba stanąć na własnych nogach i zachłysnąć się klimatem tego miejsca. Oj postalibyśmy tam dłuuugo, ale strasznie wiało.
żółty szlak do Horní Mísečky
Najpiękniejszy etap wędrówki był jednak cały czas przed nami, po wejściu na żółty szlak dosłownie szczęki nam opadły z wrażenia. Szlak, którym wracaliśmy do Horní Mísečky, był zupełnie wyludniony, a jest tam tak pięknie, że zapomnieliśmy o robieniu zdjęć. Ekspozycje są cudowne, a szlak kompletnie niedoceniany — może dlatego, że daleko od wyciągu?
Świetna relacja! Widać, że wyprawa udana.
OdpowiedzUsuńWspaniałe widoki
OdpowiedzUsuńTakie piękne zdjęcia, że muszę się tutaj pojawić! :D
OdpowiedzUsuńOd tego miejsca zaczynam wyprawę kolarską Velo Łaba!
OdpowiedzUsuńSuper 😍
Usuń