Na nasz wyjazd przeznaczyliśmy sobie dwa dni, głównym powodem było to, że byliśmy bez auta i do Wałbrzycha z Lubina musieliśmy dojechać pociągiem z przesiadką we Wrocławiu. Pociągami lubimy jeździć, więc była to właściwie dodatkowa atrakcja. A nocleg zarezerwowałam nam w Starej Kopalni, bo jest tam także kameralny hotel.
Ten wypad do Wałbrzycha to tak naprawdę dwie oddzielne wycieczki, dlatego wpis podzieliłam na dwie części:
- Zwiedzanie Starej Kopalni w Wałbrzychu
- Wycieczka na Chełmiec
Zwiedzanie Starej Kopalni w Wałbrzychu
Centrum Nauki i Sztuki „Stara Kopalnia” w Wałbrzychu powstało na terenach należących do dawnej wałbrzyskiej Kopalni Węgla Kamiennego „Julia”.
Zwiedzanie Starej Kopalni odbywa się z przewodnikiem, który najczęściej jest byłym górnikiem. Od naszego przewodnika usłyszeliśmy o historii kopalni, sporo ciekawostek i zabawnych anegdotek dotyczących codziennej pracy górników. Dowiedzieliśmy się też jak bardzo niebezpieczna była praca w kopalni — w latach 1945-1998 w Zagłębiu Wałbrzyskim pod ziemią zginęło 1031 górników!
Przewodnik oprowadzał nas po różnych ciekawych zakamarkach. Od Sztygarówki przeszliśmy dalej do markowni. To miejsce, w którym górnicy „meldowali się” do pracy poprzez odebranie tzw. marki, funkcjonowało to trochę jak lista obecności. Niestety metoda ta była zawodna, bo opierała się na braku kombinatorstwa u pracowników 😉. Zobaczyliśmy też łaźnię łańcuszkową, czyli szatnię, w której górnicy zostawiali swoje ubrania, zawieszając je na specjalnych hakach.
Podziwialiśmy makietę tzw. Lisiej Sztolni (sztolnia ta była swego czasu atrakcją turystyczną dla kuracjuszy przebywających w sanatorium w Szczawnie-Zdroju) oraz potężne maszyny wyciągowe i przetwornice prądu stałego Siemens z 1911 roku. Byliśmy w lampowni, kotłowni i oglądaliśmy różne górnicze pamiątki — zdjęcia, kufle z barbórkowych karczm piwnych, mundury.
Oj dużo tego było, nie chcę zanadto się rozpisać 😉.
Oczywiście zeszliśmy pod ziemię, a tam zmarzliśmy pomimo bluz, brrrr zimniutko jedyne 7° C.
Zdjęć ze zwiedzania nie mam, bo ... zapomniałam o ich robieniu 😉.
Gdy wypełzliśmy z mrocznych i zimnych podziemi na słoneczko, przewodnik poprowadził nas na 24-metrową wieżę widokową. Na szczyt wieży można wjechać windą, ale można też wejść schodami. No właśnie i tu przewodnik zapowiedział konkurs: „kto pierwszy, na własnych nogach wejdzie na szczyt wieży, ten dostanie nagrodę”. Czy ja w ogóle muszę pisać, co się dalej wydarzyło 😉? Puszongowi oczy się zaświeciły i poleciaaał co sił w nogach, a ja chcąc nie chcąc za nim 😂. W sumie wbiegł na szczyt prawie równo z windą i resztą wycieczki, ja dopełzłam ostatnia 😉. A nagroda? No była — satysfakcja i widoczek na Wałbrzych i okoliczne góry 😍.
A na szlaku mieliśmy pustki, w końcu dziś dzień roboczy 😏. Dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie przy Dwóch Stawach — bardzo przyjemna miejscówka na odpoczynek i zgryzienie kilku „robakowych” żelków.
— 22-metrowa, kamienna wieża widokowa.
Wieża ta powstała w latach 1887-1888 i dzięki rodzinie Hochbergów (tych od zamku Książ). Zgodnie z ich upodobaniami budowla została „wystylizowana” na ruinę. Cóż, wieża wygląda, jak wygląda, a o gustach się nie dyskutuje, więc napiszę tylko, że mi osobiście się ona nie podoba 😉.
Tak czy, siak wchodzimy z Piotrusiem na górę.
Napatrzeliśmy się, napodziwialiśmy — pora ruszać w dalszą drogę.
Ale taki lajcik to nie na długo. Gdy tylko doszliśmy do niebieskiego szlaku, znów zaczęło się zbieganie w dół (zejście nie było tak ostre, jak na zielonym szlaku).
I tak sobie szliśmy niespiesznie. Za plecami mieliśmy Chełmiec, a przed nami właściwie nie wiadomo jak i kiedy „wyrósł” cmentarz górce w Szczawnie-Zdroju.
Rzuciłam Piotrusiowi propozycję, żebyśmy zaszli na cmentarz, zapalić znicze pradziadkom, ale on zdecydowanie stwierdził, że w brzuchu mu zaczyna burczeć i czas rozejrzeć się za jakimś obiadem. Na jedzonko podreptaliśmy do sprawdzonej już miejscówki, czyli do Gospody pod Wieżą w Szczawnie.
Zwiedzanie Starej Kopalni z dzieckiem — czy warto?
Zwiedzanie kopalni trwało około 2 godziny i zarówno według mnie, jak i według Piotrusia był to fajnie spędzony czas. Puszong zawsze pierwszy leciał za panem przewodnikiem, słuchał jego opowieści. Oczywiście nie wszystko rozumiał, o część dopytał mnie już później, ale samo zwiedzanie bardzo mu się podobało. Natomiast na pewno nie każdemu dziecku podejdzie taka atrakcja. W naszej grupie była dziewczynka, na oko właśnie w wieku Piotrusia, która szybko się znudziła, nie dotrwała nawet do połowy. W Starej Kopalni są też organizowane typowe zajęcia dla dzieci np. warsztaty ceramiczne, garncarskie, Szychta „Fuchsów”. My zdecydowaliśmy się na takie standardowe zwiedzanie i na pewno nie żałujemy.Wycieczka na Chełmiec
Ogarniamy się
Nie spieszyłam się dziś bardzo ze wstawaniem. Poprzedniego wieczoru zasiedzieliśmy się na Netflixie, na bajce o ślimaku Turbo 😉 i wiedziałam, że będę miała problem ze zwleczeniem Puszonga z łóżka. O dziwo poszło nam to nawet sprawnie i po chwili od pobudki zajadaliśmy się pysznym śniadankiem w „Sztygarówce”. Najedzeni, pełni zapału i energii ruszyliśmy na wycieczkę.Mapa naszej wędrówki
Żółty szlak na Chełmiec
Zanim wyruszyliśmy na wędrówkę to na przystanku Wysockiego-Stara Kopalnia wskoczyliśmy w autobus i przejechaliśmy niezbyt ciekawy kawałek na przystanek Andersa-Ludowa. Raz-dwa wypatrzyliśmy żółte znaczki i żwawo ruszyliśmy szlakiem początkowo prowadzącym przez miasto. W oddali widać cel naszej wędrówki, czyli Chełmiec.Przyjemnie zrobiło się, gdy weszliśmy w las.
No, może nie kiedy szliśmy po czymś takim ...
Mniej więcej od przecięcia się naszego szlaku z czarnym, zaczęło się robić coraz stromiej. Odpoczynek przy stawku był więc dobrym pomysłem.
Znalazłam chwilę wytchnienia na podziwianie widoczków, ale Puszong zostawił mnie i poleciał pod jeszcze większą stromiznę. Ufff, zdyszałam się trochę, natomiast dziecko moje niekoniecznie 😉.
Chełmiec 851 m n.p.m — najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich?
Dotarliśmy pod charakterystyczny 45-metrowy krzyż ustawiony na szczycie Chełmca.
Chełmiec mierzący sobie 851 m n.p.m zaliczany jest do Korony Gór Polski, ale tak naprawdę nie jest najwyższym szczytem Gór Wałbrzyskich. Kiedyś dokonano błędnego pomiaru i uznano go za najwyższą górę, mimo że tytuł ten powinien należeć do Borowej, wyższej od Chełmca o całe 2 metry.
Na szczycie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na słodkości i odpoczynek. A potem poszliśmy na wieżę podziwiać widoczki.
Wieża widokowa na górze Chełmiec
Oprócz charakterystycznego krzyża na szczycie Chełmca dumnie stoi sobie jeszcze jedna ciekawostka— 22-metrowa, kamienna wieża widokowa.
Tak czy, siak wchodzimy z Piotrusiem na górę.
W końcu weszliśmy na szczyt wieży, na niewielki taras widokowy, a tam mnóstwo kabli, przekaźników, anten i tym podobne ustrojstwa. Widoczek oczywiście też był i to nie byle jaki 😍:
Napatrzeliśmy się, napodziwialiśmy — pora ruszać w dalszą drogę.
Zbiegamy z Chełmca zielonym szlakiem
Planowo mieliśmy zejść ze szczytu czarnym szlakiem, który poprowadziłby nas nieco dookoła, ale za to zdecydowanie łagodniej w dół niż zielone znaczki. Coś nas jednak podkusiło i spontanicznie wybraliśmy wędrówkę właśnie zielonym szlakiem. Zejście było tak ostre, że właściwie to był bieg w dół — z górki na pazurki. Na szczęście zbiegliśmy w całości i niczego po drodze nie pogubiliśmy 😏.Teraz będzie łatwiej? Niekoniecznie 😏
Gdy zeszliśmy do czarnego szlaku rzeczywiście droga zrobiła się dużo łatwiejsza.
Po wyjściu z lasu mignął nam jakiś ładny widoczek, zatrzymaliśmy się na chwilę odsapnąć i dalej pognaliśmy w dół.
Dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie za to przy ławie w pobliżu jakiegoś jeziorka / stawu.
Kierunek Konradów, a dalej cmentarz na górce
Im bliżej byliśmy wałbrzyskiej dzielnicy Konradów, tym nasz szlak robił się łagodniejszy. Przez Konradów przemaszerowaliśmy dość szybko. Trochę liczyliśmy, że uda nam się załapać na jakiś autobus, ale według rozkładu najbliższy miał być dopiero za 20 minut. Podreptaliśmy więc dalej niebieskim szlakiem.
I tak sobie szliśmy niespiesznie. Za plecami mieliśmy Chełmiec, a przed nami właściwie nie wiadomo jak i kiedy „wyrósł” cmentarz górce w Szczawnie-Zdroju.
I tak nam się kończy ten przedłużony dzień matki z dzieckiem. Nawet zdążyliśmy na pociąg powrotny, który spóźnił się 20 minut specjalnie dla nas 😉.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz