Ta wycieczka była w nietypowym składzie, bo wszystkich domowników zostawiłam w domu, a na wędrówkę wybrałam się z wieki już niewidzianą kumpelą Marleną. Ciężko nam było wstać rano: obie miałyśmy jeszcze zimową formę, a zmiana czasu na letni nie ułatwiała zwleczenia się z łóżka. Na szczęście istnieje magiczna kawa z Orlenu.
Na naszą wędrówkę wyruszyłyśmy spod parkingu przy Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Nowej Rudzie.
Realnie wyszło kilka ładnych kilometrów więcej, bo jakoś nie bardzo szło nam pilnowanie szlaku 😉.
Jeszcze piękniej musi tam być, kiedy przyroda dookoła nabierze już zielonych barw i kiedy dzień jest bardziej słoneczny. Obok wieży są wiaty i miejsce na ognisko, można więc tam spokojnie zatrzymać się na nieco dłużej.
Ta wieża również jest murowana i do jej budowy też wykorzystany został tutejszy piaskowiec. Powstała w 1911 roku z inicjatywy noworudzkiej sekcji Kłodzkiego Towarzystwa Górskiego i miejscowego adwokata Carla Ferche. Po II wojnie światowej wieżę wykorzystywano jako przekaźnik radiowy i dopiero w 2014 roku odnowiono ją i odzyskała wówczas swoje turystyczne przeznaczenie.
Dawno, dawno temu była tam niewielka drewniana kapliczka poświęcona świętej Annie, ale że jakoś nikt o nią nie dbał, to się rozpadła. Został tylko obraz z wizerunkiem świętej, który przybito do drzewa. Natomiast deski ułożono obok drzewa i właśnie na te deski połakomił się miejscowy gospodarz — Kasper Pohl. Stwierdził, że przydadzą mu się do palenia w piecu. Mieszkańcy byli oburzeni jego pomysłem, ostrzegali Pohla, że świętych desek ruszać nie można i że kara boża go za to nie minie. Chłop tym gadaniem się zbytnio nie przejął i zaczął zwozić drewno do domu. No i co się stało? - Grom z jasnego nieba trafił w wóz, którym przewoził deski. Wóz był zaprzęgnięty w cztery konie, tylko jeden z nich przeżył uderzenie pioruna, cudem uratował się także Kasper. Jednak, zamiast podziękować Bogu za ocalenie życia, zaczął mu złorzeczyć. Krzyczał, że skoro zabrał mu trzy najlepsze zwierzęta, to niech sobie bierze i czwarte. Życzenie chłopa spełniło się i wkrótce padł czwarty koń, ale tym razem Pohl wyciągnął wnioski i do Boga odnosił się już z czcią i szacunkiem.
Niedługo potem w miejscu, gdzie kiedyś stała kapliczka postawiono krzyż, a później kościół pod wezwaniem świętej Anny.
I tak powoli, powoli dotarłyśmy do kolejnej atrakcji dnia, czyli Wielkiej Ławki w Bieganowie. Ławka rzeczywiście jest jak dla olbrzymów:
Myślałam, że zrobimy tam przerwę i klapniemy, chociaż na chwilę, ale deszcz zrobił swoje i ławka była cała mokra. Z ławki jest podobno ładna panorama na Góry Stołowe, ale my tych widoczków za bardzo nie miałyśmy, bo niebo przed nami się zachmurzyło.
Na naszą wędrówkę wyruszyłyśmy spod parkingu przy Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Nowej Rudzie.
Trasa wycieczki, którą zaplanowałyśmy
Realnie wyszło kilka ładnych kilometrów więcej, bo jakoś nie bardzo szło nam pilnowanie szlaku 😉.
Góra Wszystkich Świętych 647 m n.p.m i wieża widokowa
Od parkingu na pierwszą wieżę widokową, stojącą na Górze Świętej Anny miałyśmy rzut beretem. Budowla ta ma 15 metrów i powstała w 1913 roku. Wykonano ją z czerwonego piaskowca, którego pełno w okolicy. Wychodzi na to, że w tym roku wieża obchodzi swoje setne urodziny, trzeba jednak przyznać, że jak na te swoje 100 lat prezentuje się naprawdę solidnie.
Oczywiście weszłyśmy po schodkach popodziwiać widoczki. Z galeryjki pięknie widać kolejną wieżę na naszej trasie i górę świętej Anny oraz Góry Sowie, Góry Suche, Góry Bardzkie, Góry Stołowe, Góry Bystrzyckie, Kotlinę Kłodzką i Masyw Śnieżnika.
Jeszcze piękniej musi tam być, kiedy przyroda dookoła nabierze już zielonych barw i kiedy dzień jest bardziej słoneczny. Obok wieży są wiaty i miejsce na ognisko, można więc tam spokojnie zatrzymać się na nieco dłużej.
Dlaczego góra Wszystkich Świętych to góra Wszystkich Świętych?
Otóż pod koniec XVII wieku na terenach Ziemi Kłodzkiej szalała epidemia dżumy (w Kłodzku zmarło 1500 osób), a wiadomo „jak trwoga to do Boga”. Mieszkańcy Słupca postanowili więc, że wybudują świątynię w najwyższym punkcie w okolicy, no i wybudowali właśnie w pobliżu wzgórza, które nazwano górą Wszystkich Świętych. Nie wiadomo czy to dzięki wsparciu Boga i tych Wszystkich Świętych, ale epidemia obeszła się łagodnie z mieszkańcami wioski. Natomiast sam kościół został poświęcony dwa razy, pierwszy raz w 1680 roku i drugi w 1996 roku, a od 2002 roku jest to Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej Ziemi Noworudzkiej.Zielony szlak na Górę Świętej Anny
Właściwie nie był to jakiś bardzo trudny odcinek, ot po prostu prowadził coraz wyżej i wyżej pod górę. Po drodze miałyśmy garść przyjemnych widoczków, które momentami przysłaniały chmury. Mniej przyjemnym towarzystwem było wszechobecne czerwone błocko — nasze buty i spodnie były w tragicznym stanie.Trasa na górę świętej Anny była w sumie dobrze oznakowana, ale my tak się zagadałyśmy, tak zamieszałyśmy, że, mimo że kolejną wieżę widziałyśmy już niedaleko przed sobą, to ... wróciłyśmy prawie do punktu startowego 😂. Podejście na górę świętej Anny zrobiłyśmy więc dwa razy. No niestety nogi to odczuły w postaci porannych zakwasów, ale co tam 😉.
W sumie może dobrze się złożyło, że tak zapętliłyśmy sobie tę naszą wędrówkę, bo pod samą wieżą złapał nas deszcz i miałyśmy gdzie się schronić.
W sumie może dobrze się złożyło, że tak zapętliłyśmy sobie tę naszą wędrówkę, bo pod samą wieżą złapał nas deszcz i miałyśmy gdzie się schronić.
Góra Świętej Anny 647 m n.p.m i wieża widokowa
Gdy przestało padać i niebo się trochę rozjaśniło, podreptałyśmy po schodkach na szczyt wieży. Widoczki miałyśmy naprawdę przyjemne:
Legenda związana z górą świętej Anny
Tuż przy szczycie znajduje się kościół świętej Anny, został on wybudowany w 1644 roku jako świątynia pątnicza.Dawno, dawno temu była tam niewielka drewniana kapliczka poświęcona świętej Annie, ale że jakoś nikt o nią nie dbał, to się rozpadła. Został tylko obraz z wizerunkiem świętej, który przybito do drzewa. Natomiast deski ułożono obok drzewa i właśnie na te deski połakomił się miejscowy gospodarz — Kasper Pohl. Stwierdził, że przydadzą mu się do palenia w piecu. Mieszkańcy byli oburzeni jego pomysłem, ostrzegali Pohla, że świętych desek ruszać nie można i że kara boża go za to nie minie. Chłop tym gadaniem się zbytnio nie przejął i zaczął zwozić drewno do domu. No i co się stało? - Grom z jasnego nieba trafił w wóz, którym przewoził deski. Wóz był zaprzęgnięty w cztery konie, tylko jeden z nich przeżył uderzenie pioruna, cudem uratował się także Kasper. Jednak, zamiast podziękować Bogu za ocalenie życia, zaczął mu złorzeczyć. Krzyczał, że skoro zabrał mu trzy najlepsze zwierzęta, to niech sobie bierze i czwarte. Życzenie chłopa spełniło się i wkrótce padł czwarty koń, ale tym razem Pohl wyciągnął wnioski i do Boga odnosił się już z czcią i szacunkiem.
Niedługo potem w miejscu, gdzie kiedyś stała kapliczka postawiono krzyż, a później kościół pod wezwaniem świętej Anny.
Bieganów i Wielka Ławka
Odsapnęłyśmy trochę przy wieży i ruszyłyśmy dalej w kierunku Bieganowa, zielonym spacerowym szlakiem. Szłyśmy po asfalcie, ale mimo to było uroczo i sielsko. Tuż za kościołem minęłyśmy urokliwie położoną stadninę koni. Naprawdę warto byłoby tu wrócić w środku wiosny, przepiękne tereny 😍.
I tak powoli, powoli dotarłyśmy do kolejnej atrakcji dnia, czyli Wielkiej Ławki w Bieganowie. Ławka rzeczywiście jest jak dla olbrzymów:
Myślałam, że zrobimy tam przerwę i klapniemy, chociaż na chwilę, ale deszcz zrobił swoje i ławka była cała mokra. Z ławki jest podobno ładna panorama na Góry Stołowe, ale my tych widoczków za bardzo nie miałyśmy, bo niebo przed nami się zachmurzyło.
Powrót
Dłuższy czas szłyśmy po asfalcie, mijając różne urokliwe chałupki.
Później dotarłyśmy do drogi, którą wędrowałyśmy na wieżę i trasą, którą już dobrze znałyśmy 😉, wróciłyśmy na parking pod sanktuarium.
Zaliczyłyśmy jeszcze po burgerze w Jungle Bistro & Pub i czas było jechać do domu.
Fajnie było się spotkać 😊😊😊.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz