No to ruszamy!
Żeby wystartować o w miarę przyzwoitej godzinie, musieliśmy wstać o totalnie nieludzkiej porze. Z domu wyjeżdżaliśmy, gdy było jeszcze ciemno, a normalni ludzie spali w swoich ciepłych łóżeczkach. Za to udało nam się załapać na piękny wschód słońca, który był zapowiedzią fajnej wycieczki.
Do Szklarskiej Poręby zajechaliśmy trochę przed ósmą. Z parkingu przy ulicy Piastowskiej mieliśmy parę kroków do czarnego szlaku i rozpoczynającego naszą wędrówkę.
Mapa z trasą wycieczki
Nasze dreptanie zaczęliśmy od razu z „wysokiego C” — pod górę i z pięknymi widokami na Karkonosze. No i ta złota jesień dookoła — bajeczne otoczenie.Tak sobie szliśmy pomiędzy tym jesiennym złotem aż do torów, niedaleko stacyjki Szklarska Poręba Dolna. Mieliśmy szczęście, bo już z daleka usłyszeliśmy gwizd i po niedługim czasie nadjechał pociąg — oczywiście staliśmy i podziwialiśmy. Piotruś był przeszczęśliwy, bo mu pan maszynista odmachał.
Kiedy pociąg przejechał, Piotruś co prawda chciał czekać na następny, ale mimo wszystko postanowiliśmy, że się ruszymy w górę i żółtym szlakiem. Po niedługim czasie doszliśmy do pozostałości schroniska Moltkefelsbaude. Po dawnej świetności tego miejsca zostało niewiele, bo jedynie resztki kamiennego pomnika feldmarszałka Moltkego (kim był Molkte? - do poczytania tutaj).
Zbójeckie skały platforma widokowa
Wieży widokowej i schroniska co prawda nie ma, ale całkiem niedaleko od ruin znajduje się ciekawy i oryginalny punkt z takimi widokami, że ho ho! Mam tu na myśli platformę widokową na Zbójeckich Skałach, która powstała jakoś na początku tego roku. Szczerze przyznaję, że umknęło nam, że „takie coś” tam jest. Z mapy wiedzieliśmy jedynie, że czeka tam na nas punkt widokowy, ale zupełnie nie spodziewaliśmy się takich unowocześnień 😉. Platforma z daleka może nie wyglądała zbyt atrakcyjnie i nie koniecznie komponowała się z całością naturalnego otoczenia — ot kawałek dziwnego mostku na długich patykach. Jednak zapewniam, że cała konstrukcja jest bardzo fajnie przemyślana i naprawdę atrakcyjna, jak się już na niej jest.A to już widoczki, od których nie sposób się oderwać. Rozległa panorama na Karkonosze robi wrażenie.
Na platformie umieszczony został także pulpit z opisem tego, co podziwialiśmy. Mogliśmy więc pobawić się w odszukiwanie poszczególnych karkonoskich szczytów.
Wygrzewać się na słońcu i podziwiać widoczki moglibyśmy nawet cały dzień, ale tak naprawdę nasza wycieczka dopiero się rozpoczęła i czekało nas jeszcze sporo atrakcji. Potuptaliśmy więc w dalszą drogę. Szliśmy lasem, takim jesiennym, klimatowym ...
Zakręt śmierci, jak sama nazwa sugeruje, to bardzo ostry i niebezpieczny zakręt — droga zatacza tam łuk prawie 180°. Jest to też kolejny niesamowity punkt widokowy w rejonie Szklarskiej Poręby.
My na Zakręt Śmierci właściwie się nie wybieraliśmy, przecięliśmy po prostu drogę 358 (Droga Sudecka) i poszliśmy dalej w las.
Żółtym szlakiem na Wysoki Kamień
Mniej więcej od parkingu przy zakręcie, rozejściu się szlaków żółtego i czarnego, zmienił się charakter naszej wędrówki. Do tej pory szliśmy po pustym szlaku (cztery osoby spotkaliśmy po drodze), a od tego momentu zaczęliśmy mieć spore towarzystwo. To znaczy nie aż tak, żeby się jakieś zatory po drodze robiły (😉), no, ale jednak turystów na szlaku na Wysoki Kamień było więcej.Szliśmy cały czas pod górę. Męczące okazało się podejście na etapie zdobywania Czarnej Góry (964 m n.p.m.). Piotruś, widząc, że inne dzieci są niesione przez rodziców, stwierdził, że i on nie będzie się przemęczał. Pojęczał, pomruczał i wylądował na tatusiowym baranie 😉.
Ucieszyliśmy się, gdy dojrzeliśmy charakterystyczną wieżę na Wysokim Kamieniu.
Wysoki Kamień 1058 m n.p.m.
No i dotarliśmy na Wysoki Kamień, teraz czekał nas długi i zasłużony odpoczynek.
Panorama, jaka rozciąga się ze szczytu, zapiera dech w piersiach. Przepięknie widać Szklarską Porębę, Karkonosze i wschodnią część Gór Izerskich, a także Kotlinę Jeleniogórską, Rudawy Janowickie oraz Góry Kaczawskie — pejzaż jak w bajce 😍.
A najlepsza miejscówka jest na tych skałkach:
Na szczęście to nie koniec opowieści. W 1996 roku, za oszczędności życia, teren ten został wykupiony przez rodzinę Gołbów ze Szklarskiej Poręby. W głowie nieco szalonego pasjonata, emerytowanego nauczyciela WF-u pana Józefa, zrodził się pomysł przywrócenia dawnej świetności schronisku na Wysokim Kamieniu. Realizacja tego planu okazała się jednak nie być tak prosta w wykonaniu. Przez pięć lat pan Józef w plecaku wnosił na szczyt niezbędne narzędzia i materiały budowlane. Później udało mu się ogarnąć dojazd i auto terenowe, ale dalej wszystko z mozołem tworzy sam. Właściwie to misja odbudowy nadal nie została ukończona (budowa trwa już 25 lat!). Schronisko funkcjonuje, ale bez noclegów, za to można tam wypić kawkę i zjeść pyszny jabłecznik. Niestety nie ma toalet.
Wnętrze schroniska zdecydowanie ma swój klimat. Wzrok przyciąga zwłaszcza oryginalny kaflowy piec z malunkiem Ducha Gór. Zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, nie tylko na odpoczynek i jedzonko, ale także na dmuchanie przeze mnie świeczek na urodzinowym torcie 😉. Piotruś w tym roku ma manię robienia imprezek urodzinowych i wszyscy w rodzinie mają „nakaz świętowania” nieważne czy tego chcą, czy nie 😉. Postanowiłam, więc pójść na kompromis i wziąć malutki torcik do plecaka na wycieczkę. Nie pomyślałam tylko, że moje chłopaki (i nie tylko) będą mi śpiewać sto lat w schronisku.
Na Wysokim Kamieniu została także postawiona piękna wieża widokowa. Przeciwników budowania wież i platform widokowych w górach jest chyba tyle samo co i zwolenników. Często argumentem przeciw jest fakt, że bywają one koszmarkami architektonicznymi i zupełnie nie pasują do otoczenia, szpecą góry. W tym przypadku kamienna wieża idealnie komponuje się z resztą krajobrazu, wręcz dodaje mu uroku. Mnie kojarzy się z jakąś średniowieczną, rycerską wieżą obserwacyjną. Niestety na jej otwarcie trzeba jeszcze troszkę poczekać.
Właścicielom schroniska należy się ogromny podziw za upór i za to jaki nadali klimat temu miejscu.
Wędrówka przez las, czerwonym szlakiem
Zasiedzieliśmy się na Wysokim Kamieniu, a przed nami był jeszcze kawał drogi. Chcąc nie chcąc, ruszyliśmy w końcu czerwonym szlakiem przez las. Właściwie to pobiegliśmy, bo zejście było strome i nogi same nas poniosły.
Z boku ławki zamontowany został Qr Cod, dzięki któremu można zapoznać się z atrakcjami Szklarskiej Poręby oraz ciekawostkami dotyczącymi żuków.
Po zeskanowaniu kodu dowiedzieliśmy się m.in., że:
„żuki to najsilniejsze owady na świecie. Samce żuków gnojarzy z gatunku Onthophagus taurus mogą podnosić ciężary 1141 razy cięższe, niż same ważą. To tak, jakby 70-kilogramowy człowiek dźwignął przedmiot ważący 80 ton, np. sześć piętrowych autobusów! Żuki leśne (Anoplotrupes stercorosus) świetnie orientują się w terenie względem położenia Słońca, Księżyca, a nawet światła Drogi Mlecznej”.
Wędrujemy, wędrujemy
Dalej poszliśmy czarnym szlakiem (szlak dookoła Szklarskiej Poręby), ale nie trzymaliśmy się go zbyt długo. Gdy doszliśmy do drogi 358, odbiliśmy w szlak rowerowy.
A tu jeszcze taki przyjemny widoczek z kunikami:
Kawałek szliśmy drogą, potem długo wędrowaliśmy szeroką ścieżką w towarzystwie całkiem przyjemnych okoliczności przyrody. Szliśmy wzdłuż torów, więc Piotruś wypatrywał pociągów.
Przerwa obiadowa i wędrujemy dalej
Rozpędziliśmy się w tym naszym tuptaniu, ale gdzieś po 15-tej stwierdziliśmy, że trzeba zjeść coś konkretniejszego. Nie chcieliśmy iść na obiad do centrum Szklarskiej, bo tam raczej tłoczno no i nim byśmy dotarli, to umarlibyśmy z głodu 😉. Na szczęście po drodze mieliśmy Restaurację Błękitny Paw — przyjemne miejsce ze smacznym, domowym jedzeniem. Najedliśmy się do syta, a nawet bardziej i nie koniecznie chciało nam się ruszać gdziekolwiek. Zwłaszcza że na dworze się ochłodziło. Ruszyć się jednak trzeba było i powędrowaliśmy dalej, początkowo czerwonym szlakiem. Aż do końca wycieczki szliśmy po asfalcie, ale widoczki były, a jakże 😊.
Budynek lecznicy jest uznawany za jeden z najpiękniej położonych obiektów szpitalnych w Polsce. Nic dziwnego, bo panorama na Karkonosze jest stamtąd niesamowita. Obecnie (od 2002 roku) znajduje się tam NZOZ Szpital Chorób Płuc i Nowotworów Spółka „IZER-MED”, ale historia tego miejsca rozpoczyna się nieco wcześniej. Już od 1904 roku działało tam sanatorium chorób płucnych o nazwie „Moltkefels”, w którym walczono z szalejącą w ówczesnych Prusach gruźlicą. Zarówno w czasie I jak i II wojny światowej budynek pełnił funkcje szpitala wojskowego. Po 1945 roku „dostał się w ręce” Polskich Kolei Państwowych i wznowiono tam leczenie chorób płuc.
Oh wow, jakie widoki. Muszę koniecznie się tak udać, kiedy będę u rodziny mieszkającej w rejonach Świeradów-Mirsk.
OdpowiedzUsuńKoniecznie 😊 a widoki w rzeczywistości jeszcze lepsze niż na zdjęciach
UsuńBardzo fajne zdjęcia
OdpowiedzUsuń