Na dzisiejszy dzień wymyśliliśmy sobie wędrówkę po Wzgórzach Włodzickich, czyli niewielkim pasmie górskim w Sudetach Środkowych, wciśniętym między Góry Suche a Wzgórza Wyrębińskie. Ta wycieczka to część naszego długo wyczekiwanego weekendowego pobytu w Nowej Rudzie. Zaplanowaliśmy sobie niezbyt wymagającą przechadzkę z Bartnicy na Włodzicką Górę (na której znajduje się wieża widokowa) i powrót do Nowej Rudy. Plan oczywiście udało się zrealizować, a ta trasa jest godna polecenia szczególnie dla tych, którzy lubią wędrówki po nieoczywistych i niezatłoczonych szlakach.
Mapa z trasą wycieczki
Tę wycieczkę wymyśliliśmy sobie ponad rok temu, podczas wędrówki po Górach Sowich. Pamiętam, jak szliśmy sobie ścieżynką i w zasięgu wzroku pojawiły nam się nieznane górki. No to patrzymy na mapę, żeby sprawdzić, co mamy przed sobą, a tam „jakieś” Wzgórza Włodzickie. Przyznajemy się bez bicia, że wtedy po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że w ogóle istnieje takie pasmo górskie. Wiedzieliśmy jednak, że musimy się tam wybrać i to najlepiej cieplejszą porą, kiedy wokół będzie zielono. Spodziewaliśmy się tam rozległych panoram i widoczków i nie myliliśmy się — trasa była niesamowicie ekspozycyjna.Przejażdżka pociągiem Nowa Ruda - Bartnica
Zanim zaczęliśmy jakąkolwiek wędrówkę, musieliśmy dostać się na szlak. O 8:24 mieliśmy pociąg z dworca w Nowej Rudzie do Bartnicy. Pociąg przyjechał punktualnie (a ostatnio raczej od tego odwykliśmy 😉) i pokulaliśmy się w kierunku punktu startowego naszej dzisiejszej wycieczki. Trasa momentami była niezwykle ekspozycyjna, więc właściwie wszyscy pasażerowie siedzieli z nosami przylepionymi do szyby. Zdjęć nie ma, bo w ruchu wyszły zupełnie rozmazane.
Gdy wysiedliśmy na stacyjce, raz-dwa odnaleźliśmy czerwone znaczki i ruszyliśmy w drogę.
Na chwilkę przycupnęliśmy przy kapliczce między drzewami — niesamowite miejsce. Warto by tam posiedzieć nieco dłużej, no ale nam Puszong nie pozwolił — pognał w dół i tyle.
Wędrowało nam się całkiem przyjemnie: widoczki, słoneczko i nadal pustki na szlaku.
Trudniej zaczęło się robić, gdy odbiliśmy na zielone znaczki. Ścieżka zrobiła się wąska, nieco zarośnięta. W którymś momencie Piotruś nam się zbuntował i stwierdził, że nogi go bolą i on dalej nie idzie. Rozłożyliśmy się więc na ścieżce i zrobiliśmy długą przerwę, to był bardzo dobry pomysł.
Na wieżę oczywiście musieliśmy się wspiąć, a ja z Piotrusiem weszłam (a właściwie to wbiegłam za nim) dwa razy. Z tarasu rozciągał się przepiękny widok na Góry Sowie, Góry Wałbrzyskie i Góry Kamienne.
Chwilę szliśmy przez las, a dalej pokazały nam się rozległe zielone łąki i pastwiska, Pasące się tam krowy mają raj na ziemi.
Nie wiadomo jak i kiedy, a zdobyliśmy kolejny szczyt Wzgórz Włodzickich, czyli Pisztyk (711 m n. p. m), na którym stoi samotne drzewo.
Jak ja uwielbiam takie trasy: rozległe łąki, wzgórza i cudne panoramy, garstka ludzi mijanych na szlaku. Totalny reset. Mogłabym tak iść, iść i iść w nieskończoność albo do odpadnięcia nóg 😏.
Etap Bartnica — Świerki
Bartnica to z pewnością jedna z najpiękniej położonych wsi na Dolnym Śląsku. Domy porozrzucane są to tu to tam, wkomponowane pomiędzy krajobraz malowniczych wzgórz. Wokół cisza, spokój i wiejska sielanka.
Na chwilkę przycupnęliśmy przy kapliczce między drzewami — niesamowite miejsce. Warto by tam posiedzieć nieco dłużej, no ale nam Puszong nie pozwolił — pognał w dół i tyle.
Wędrujemy na Włodzicką Górę
W Świerkach w sklepiku kupiliśmy dzieciom po lizaku i poszliśmy w kierunku kościoła św. Mikołaja, trzymając się żółtego szlaku.
Trudniej zaczęło się robić, gdy odbiliśmy na zielone znaczki. Ścieżka zrobiła się wąska, nieco zarośnięta. W którymś momencie Piotruś nam się zbuntował i stwierdził, że nogi go bolą i on dalej nie idzie. Rozłożyliśmy się więc na ścieżce i zrobiliśmy długą przerwę, to był bardzo dobry pomysł.
Dalej czekała nas ostra wspinaczka pod górę, aż się zasapałam 😉. Na szczęście Puszong odzyskał swoją energię i dzielnie piął się coraz to wyżej i wyżej.
Włodzicka Góra (757 m n.p.m.)
No i udało się! Wpełzliśmy na najwyższy szczyt Wzgórz Włodzickich, czyli Włodzicką Górę.
Na Włodzickiej Górze zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na czekoladę i gorącą herbatę. Na szczyt dotarliśmy trochę przed południem i dopiero wtedy spotkaliśmy pierwszych wędrowców. Niektórzy z nich to w ogóle zrobili sobie wypasioną przerwę — przy ognichu i kiełbasie.
Malowniczy etap z Włodzickiej Góry do Nowej Rudy
Gdy Piotruś zarzucił pomysł, żebyśmy po raz trzeci wbiegli na wieżę, stwierdziliśmy, że pora ruszać w dalszą drogę.Jak ja uwielbiam takie trasy: rozległe łąki, wzgórza i cudne panoramy, garstka ludzi mijanych na szlaku. Totalny reset. Mogłabym tak iść, iść i iść w nieskończoność albo do odpadnięcia nóg 😏.
Zbliżaliśmy się do zabudowań Nowej Rudy, ale to jeszcze nie koniec widoczków.
Do miasta doszliśmy zielonym szlakiem prowadzącym przez ogródki działkowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz