Krynica Morska to miejscowość położona na Mierzei Wiślanej, nieopodal granicy polsko-rosyjskiej, od północy otoczona wodami Bałtyku, a od południa Zalewu Wiślanego. Jest to jedno z najmniejszych pod względem ludności miast w Polsce — mieszka tam niewiele ponad 1300 osób. Jednak w sezonie letnim ta miejscowość zamienia się w tętniący życiem nadmorski kurort.
My do Krynicy zawitaliśmy przy okazji wakacji w Jantarze (więcej do poczytania tutaj)
Oczywiście Krynica ma o wiele więcej atrakcji do zaoferowania, niż to o czym napiszę, ale my byliśmy tam tylko w ramach jednodniowej wycieczki, więc na coś musieliśmy się zdecydować.
Co ciekawe, do Krynicy wybraliśmy się w niedzielę, a więc w dzień, w którym w popularnych nadmorskich kurortach przewijają się rzesze turystów. Natomiast naszym założeniem było uniknięcie tłumów. No i w dużej mierze się udało, wystarczyło tylko, że w słoneczny dzień nie pojawiliśmy się na plaży 😏.
Mapka z trasą wycieczki
Właściwie to mapka jest taka dość prowizoryczna, bo pokazuje główny zarys naszego szwendania się po Krynicy Morskiej, w rzeczywistości zdeptaliśmy całkiem sporo bliżej nieokreślonych uliczek.
Auto zaparkowaliśmy sobie gdzieś na parkingu przy ulicy Spacerowej (na weekendy jest bezpłatny) i dziarskim krokiem powędrowaliśmy w kierunku Luna Parku.
Auto zaparkowaliśmy sobie gdzieś na parkingu przy ulicy Spacerowej (na weekendy jest bezpłatny) i dziarskim krokiem powędrowaliśmy w kierunku Luna Parku.
Luna Park Krynica Morska
Po wizycie w przedpotopowym wesołym miasteczku w Jantarze obiecaliśmy Puszongowi, że wstąpimy w Krynicy na jakieś szaleństwa. Mimo że nie przepadam za tego typu atrakcjami to obietnica, to obietnica - wypadałoby jej dotrzymać. Lunapark w Krynicy zlokalizowany jest tuż przy molo i przystani pasażerskiej i prezentuje się zdecydowanie lepiej niż ten w Jantarze. Były karuzele, jakieś dmuchańce, samochodziki, kolejka górska i tym podobne, typowe ustrojstwa. Niewątpliwie atrakcją tego wesołego miasteczka jest przejażdżka na ogromnym diabelskim młynie.Port rybacki, pasażerski i jachtowy
Z lunaparku ruszyliśmy prosto na zwiedzanie portu morskiego. Właściwie są to dwie niezależne przystanie: rybacka i jachtowo-pasażerska. Organizowane są tam rejsy po Zalewie Wiślanym, można też wybrać się na wycieczkę statkiem do Fromborka czy Elbląga. My nie mieliśmy jednak w planach nigdzie płynąć. Poszwendaliśmy się trochę pośród statków, jachtów i żaglówek, a towarzyszył nam całkiem przyjemny widoczek na Zalew Wiślany.Spacer promenadą nad Zalewem Wiślanym
Po wyjściu z portu dość długo wędrowaliśmy takim pięknym, szerokim asfaltem, tuż przy samym zalewie. A po drodze minęliśmy zaledwie kilka spacerujących osób i grupkę rowerzystów.
Relaksik, słoneczko i widoczki...
Kierunek Wielbłądzi Grzbiet
W którymś momencie gładki jak stół asfalt skończył się i wkroczyliśmy na bardziej dzikie tereny, czyli żółty szlak jantarowy.
I nawet widoczek ładny po drodze udało nam się wypatrzyć.
Gdy Piotruś zdobywczym krokiem zaczął wspinać się po schodkach, wiedzieliśmy, że już niebawem staniemy na grzbiecie wielbłąda 😉.
Widoczki można podziwiać z drewnianej wieży wybudowanej na szczycie wydmy. Wieża ta ma jednak jeden zasadniczy mankament — w przeciwieństwie do okolicznych drzew jakoś nie chciała urosnąć 😉. Mimo wszystko uważam, że warto sobie tam zrobić spacerek.
Postaliśmy sobie trochę na wieży, popatrzeliśmy w przestrzeń, a potem ruszyliśmy dalej w kierunku latarni morskiej. Kontynuowaliśmy więc naszą wędrówkę jantarowym szlakiem. Szło się przyjemnie, w dużej mierze przez las.
Latarnia morska
Nie jest to jednak pierwsza latarnia zbudowana w tym miejscu. Ta powstała w 1951 roku i zastąpiła zniszczoną podczas II wojny światowej XIX wieczną budowlę.
Żeby móc podziwiać widoki z samej góry latarni wystarczy: mieć minimum 4 lata i 105 cm wzrostu, zapłacić 8 zł (6 zł ulgowy) za wstęp, odstać swoje w kolejce (nie będę oszukiwać, kolejka jest) i wspiąć się po zakręconych schodach.
Na sam szczyt prowadzi jeszcze wąska drabinka — nie lubię takich ułatwień 😉.
Widok z góry był niesamowity, tylko musieliśmy Puszonga wziąć na ręce, żeby cokolwiek zobaczył.
W centralnym punkcie tego tarasu znajduje się samo serce latarni, czyli ogromna żarówa, a nawet dwie. Patrzenie przez wielką soczewkę powodowało, że momentami świat stawał nam na głowie 😉.
Gdy spełznęliśmy już na dół, ruszyliśmy w miasto, na poszukiwania lodów i kawy. Szlajaliśmy się jeszcze trochę po uliczkach i różnych zakamarkach, bez celu, właściwie trudno powiedzieć gdzie.
Podobało mi się w Krynicy i myślę, że to świetne miejsce nie tylko na jednodniowy wypad, ale także na dłuższe wakacje. To takie miasteczko, w którym chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Można się tam zagubić pośród gwarnych od wakacyjnych turystów uliczek, ale jednocześnie ilość wczasowiczów jest na poziomie akceptowalnym. Zresztą ciszy i spokoju nie trzeba szukać daleko, wystarczy zrobić sobie spacer wzdłuż Zalewu czy powędrować gdzieś tam w gęsty las.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz