Mapa z trasą naszej wycieczki
Dolina Baryczy i Stawy Milickie
W Dolinie Baryczy został utworzony największy w Polsce Park Krajobrazowy, liczący ponad 870 km² (!) i jest to istny ptasi raj. Dolina Baryczy to niezwykle malownicze zestawienie stawów, mokradeł, bagienek, łąk i lasów. Centrum i główną atrakcję tej krainy stanowią Stawy Milickie, których powierzchnia zajmuje około 77 km². Stawy te zostały założone jeszcze w XIII w. przez zakon cystersów i do dziś hodowane są w nich m.in. karasie, okonie, sumy i szczupaki, a przede wszystkim karpie.
Na rozległych terenach Doliny Baryczy chyba każdy jest w stanie odnaleźć dla siebie coś fajnego.
Przede wszystkim jest to niesamowita odskocznia od miejskiej codzienności: spacery wśród stawów, lasów i łąk po płaskim niewymagającym terenie — bajka 😊. Oczywiście jest to też raj dla: ornitologów, wędkarzy, miłośników wycieczek rowerowych i spływów kajakowych. Również fani historii i architektury znajdą tu coś dla siebie: pałace, kościoły, kamieniczki i wiejskie chaty.
Ruszamy na wycieczkę
Auto zostawiliśmy sobie pod dworcem PKP w Miliczu i ochoczo ruszyliśmy na wędrówkę w kierunku Zalewu Rekreacyjnego. Tak naprawdę to mogliśmy zaparkować tuż przy zalewie, ale od dworca to właściwie rzut beretem. Było rześko, ale na szczęście już nie padało, czuliśmy, że zapowiada się fajna wycieczka.
Zalew Rekreacyjny w Miliczu
Naprawdę byliśmy pod wrażeniem całej infrastruktury milickiego Zalewu Rekreacyjnego, który jest sztucznie utworzonym kąpieliskiem. Nie dość, że jest tam po prostu pięknie to, jeszcze znajduje się tam wszystko, czego potrzeba do udanego odpoczynku nad wodą. Plaża jest dość duża i piaszczysta, są też ogólnodostępne boiska do siatkówki, fajny plac zabaw dla dzieci, ławki i przebieralnie. W sezonie działa wypożyczalnia kajaków i rowerków wodnych. Gdyby ktoś zgłodniał, to coś do jedzenia można znaleźć w Pierogarni nad Zalewem. Tuż przy pierogarni znajduje się jedna z 30 -tu figurek karpia, które wyznaczają szlak stworzony specjalnie z myślą o dzieciach, czyli Kolorowy Szlak Karpia. Pomysł naprawdę jest świetny: przy różnych, ciekawych miejscach w Dolinie Baryczy ustawione zostały takie kolorowe karpie i powstała nawet mapka całego szlaku.
Coś mi się wydaje, że nad milicki zalew wrócimy latem trochę się pociapać, a tymczasem spacerowaliśmy sobie po żółtym szlaku.
Wędrówka żółtym szlakiem
Żółtymi znaczkami szliśmy sobie wzdłuż Milickiego Potoku. Cisza, spokój — przyjemny klimacik, gdyby nie jakieś latające dziabągi (muszki), od których musieliśmy się odganiać.
A temu gościowi uratowaliśmy życie od niechybnej śmierci pod kołami samochodu 😉.
Utrudnienia na szlaku
W pewnym momencie naszej wędrówki natrafiliśmy na taką oto sytuację:
Na szczęście z pomocą przyszli nam wędkarze, którzy pokierowali nas przez plac budowy. Nie mam pojęcia, jak wygląda sytuacja z tym przejściem w tygodniu, gdy pewnie ktoś na tej budowie pracuje.
Niebieski szlak - Rezerwat Stawy Milickie
Po przejściu przez mostek zaczął się najpiękniejszy, najbliższy naturze etap naszej dzisiejszej wędrówki. Szliśmy groblą, wśród zielonych traw, w sąsiedztwie Baryczy, między rozległymi stawami. Wokół czuć było zapach wiosny, w końcu mogliśmy oddychać pełną piersią.
Ptaki na szlaku
Na terenach, przez które wędrowaliśmy, mogliśmy spotkać mnóstwo różnych ptasiorów. Żyją tam między innymi:
bieliki, niezliczone ilości kaczek, gęsi gęgawy, perkozy dwuczube, łabędzie, czaple, mewy, bekasy, kuliki i czajki. Nie jesteśmy ornitologami, więc trudno powiedzieć czy wszystkie te ptaki udało nam się wypatrzyć. W każdym razie nie było minuty, by w wędrówce nie towarzyszyły nam jakieś fruwające lub pływające stworzenia. Kaczki przelatywały nam dosłownie pod nosem, a przy samej ścieżce, w trzcinach spotkaliśmy piękną łabędzią mamę (?) wysiadującą jaja w gnieździe. Na przyszłość, na taką wycieczkę, warto by się zaopatrzyć w jakąś lornetkę (albo przynajmniej naładować baterie w aparacie z porządnym zoomem 😄).
Ogromne wrażenie wywarły na nas wszelkie
dźwięki i odgłosy natury, w jakie mogliśmy się wsłuchać na tym etapie wędrówki. Wiadomo, że idąc z dziećmi, niemożliwe jest zachowanie ciszy, ale co jakiś czas zatrzymywaliśmy się na ścieżce i po prostu słuchaliśmy. Niesamowita musi być samotna wędrówka po tym szlaku — jak kąpiel w muzyce, którą tworzy sama przyroda.
Ciekawe
doznanie słuchowe mięliśmy gdzieś na wysokości stawu
Godnowiec, czyli inaczej stawu Gadzinowego Dużego (jak widać na mapce, nie szliśmy tam). Frunęły tam hordy latających gadzin chyba ze wszystkich Milickich Stawów! No normalnie zlot sobie tam urządziły, czy inny ptasi sejmik 😉. Ponoć w okresie migracji można tam zaobserwować
stada gęsi liczące do 5 tysięcy ptaków! Przeszło nam nawet przez myśl, żeby podejść do tego stawu (jest wyznaczony szlak) i poobserwować te latające gadziny nieco bliżej, ale to oznaczałoby kilka dodatkowych kilometrów. Trasę mieliśmy zaplanowaną pod Puszongowe nogi i obawialiśmy się, że to może być już za dużo dla niego, więc odpuściliśmy.
A Puszongowe nogi w którymś momencie trzeba było wrzucić w kalosze-krokodylki, które na szczęście w ostatniej chwili dopakowaliśmy Wici do plecaka.
Gdzie są ludzie 😉 ?
Kolejnym atutem tego etapu wędrówki były
pustki na szlaku, a przypominam, że to
była majówka — upragniona i wyczekana przez Polaków. Tak, tak ja wiem, że pandemia, że ludzie siedzą w domach pozamykani, ale wiem też, jak wyglądał tego dnia Karpacz czy Szklarska Poręba 😉. Tam były dzikie tłumy, a my mięliśmy dziką naturę. Idąc niebieskim szlakiem, spotkaliśmy zaledwie kilku wędkarzy, parę wędrowców i grupkę kajakarzy.
A jaką wypasioną przerwę na jedzonko zrobiliśmy 😍. Ostatnio mamy fazy na zabieranie ze sobą kuchenki turystycznej na szlak. Tym razem jednak przeszliśmy samych siebie, bo wrzuciliśmy do plecaka patelnię i kurczakowe nugettsy w chrupiącej panierce, a do tego sterta warzyw, świeża buła i ciepła herbata. Jedliśmy, aż nam się uszy trzęsły 😉.
Zielony Szlak do Rudy Milickiej
Charakter naszej wędrówki zmienił się, gdy doszliśmy do wiaty przy zielonym szlaku.
Zrobiło się bardziej
„cywilizowanie”, ale wcale nie uważam, że to źle. Nadal było pięknie, nadal wędrowaliśmy w otoczeniu niesamowitej przyrody. Oczywiście pojawiło się więcej ludzi: spacerowicze, rowerzyści i dzieci w wózkach, ale też nikt nikomu na głowę nie wchodził i łokciami się nie trzeba było przepychać 😉.
Szliśmy
szeroką promenadą pomiędzy stawami: Słonecznym Górnym, Wilczym Dużym i Wilczym Małym. Co chwilę przystawaliśmy przy jakimś ładnym widoczku lub tablicy edukacyjnej, żeby „oczytać” Piotrusiowi o ptaszkach i roślinkach.
Ruda Milicka
No i nie wiadomo kiedy dowędrowaliśmy do Rudy Milickiej. Wieś jest położona na skraju rezerwatu ornitologicznego „Stawy Milickie” i jest tematyczną wioską ptasią. Na wielu domach można wypatrzeć tabliczki z rzeźbami ptaków autorstwa lokalnego artysty.
Sama nazwa miejscowości pochodzi od rudy darniowej (nazywanej czasem łąkową) wydobywanej niegdyś w tych okolicach. W Rudzie Milickiej można dostrzec kilka architektonicznych ciekawostek takich jak, chociażby budynki mieszkalne i gospodarcze z czerwonej cegły z lat 1870–1939, dawną leśniczówkę czy drewniany jaz z XIX wieku.
O tej wsi z całą pewnością nie można powiedzieć, że jest to dziura zabita dechami! Wręcz przeciwnie miejscowość jest bardzo zadbana i dla nas jest pozytywnym zaskoczeniem turystycznym. Z Rudy przywieźliśmy sobie nawet małą „pamiątkę” - dojrzewający rzemieślniczy ser. Pyszny był i już go nie ma 😁.
W Rudzie Milickiej jest też bardzo
fajny plac zabaw, a właściwie takie centrum rekreacyjno-sportowo-kulturowe. Oprócz ogrodzonego i zadbanego placu zabaw znajdują się tam: siłownia, boiska do gry w piłkę, duże wiaty, ławy, grill i miejsce na ognisko. Jednak najciekawszą i najbardziej oryginalną ciekawostką w tym miejscu jest ...
biblioteka plenerowa Pod Dziwnym Ptakiem, która znajduje się w starym wrocławskim tramwaju 😍.
Wędrujemy przez zielony las
Oj bardzo nam się nie chciało ruszać z tego placu zabaw (a Puszongowi jak się nie chciało 😉) no, ale kawałek drogi był jeszcze przed nami i trochę ciekawostek do zobaczenia. Dalej powędrowaliśmy sobie czerwonym szlakiem. Znów zmienił się krajobraz wokół nas — szliśmy sobie teraz przez wiosenny, zielony las.
Nasza trasa pokrywała się ze ścieżką dydaktyczną. Oczywiście przed każdą tablicą musieliśmy się zatrzymać, a Puszong z uwagą wsłuchiwał się w ciekawostki dotyczące lasu i jego mieszkańców.
Wyjątkowo ciekawy przystanek na trasie był przy tablicy obok
dębu z koziorogiem. Ten kozioróg to niezwykle rzadki i objęty ochroną, wielki chrząszcz zamieszkujący stare dęby. Owad ten potrafi pasożytować w takim drzewie całymi latami. Larwy drążą w nim niesamowite i rozległe korytarze, a zaatakowany dąb nie umiera cały, może być jednak zupełnie podziurawiony w środku.
Wiata obserwacyjna przy Stawie Słupickim
Gdy wyszliśmy z lasu, nasz czerwony szlak prowadził kawałek wzdłuż ulicy. Nie był to zbyt przyjemny etap wędrówki, ale warto było się tamtędy przejść, bo czekał na nas jeszcze jeden piękny widoczek. Chwilkę przerwy zrobiliśmy sobie w drewnianej wiacie, która była idealnym punktem obserwacyjnym na Staw Słupicki. Po raz kolejny w trakcie tej wędrówki żałowaliśmy, że baterie w aparacie padły 😩.
Do Milicza dodreptaliśmy już mocno głodni. Niestety okazało się, że miejsce, w którym zaplanowaliśmy naszą obiadokolację, było zamknięte — trudno powiedzieć czy z powodu covida, czy z powodu święta. W każdym razie nasze brzuchy burczały, więc na szybko znaleźliśmy „jakiś” lokal z pizzą. Podjechaliśmy sobie do
pizzerii Verona i okazało się, że pizzę mają tam genialną, a oprócz tego przepyszny zielony sos (na oliwie z pietruszką — mmmniam!) Oczywiście musieliśmy się rozłożyć z naszym żarełkiem gdzieś w plenerze (to były czasy, kiedy jaśnie nam panujący pozamykali całą gastronomię). To sobie poszliśmy na plac zabaw naprzeciwko.
Podsumowując
To była naprawdę świetna wycieczka:
- odkryliśmy zupełnie dla nas nieznane rejony
- wędrowaliśmy w przepięknych okolicznościach przyrody
- tą przyrodę mogliśmy podziwiać bez towarzystwa tłumów, pomimo majowego weekendu
- Blaru już ma pomysł na kolejną męską wyprawę rowerową z Piotrusiem 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz