Wędrówka, którą zaplanowaliśmy na dziś, pierwotnie miała być leniwym niedzielnym spacerkiem. Wymyśliliśmy sobie wycieczkę w Góry Suche, czyli w jedno z pasm Gór Kamiennych. Chcieliśmy poszukać z Piotrusiem śladów Pani Wiosny, ewentualnie wypatrywać pozostałości zimowej aury. Jednak w naszym słowniku zestawienie słów „leniwy spacer po górach” nie występuje, no po prostu się tak się nie da 😉 i ostatecznie rozbudowaliśmy nieco nasze plany. Tak właśnie powstała piękna 12-kilometrowa pętelka z Unisławia Śląskiego przez Sokołowsko i schronisko Andrzejówka aż na górę Bukowiec.
Wszystko przedstawia poniższa mapka:
Start Unisław Śląski
Sokołowsko
Przez Sokołowsko właściwie tylko szybciutko śmignęliśmy, bo coraz bardziej zaczynało nam burczeć w brzuchach, planowaliśmy więc zrobić jakiś dłuższy postój. Warto jednak zagłębić się trochę w historię tej niewielka miejscowości, o której można przeczytać, chociażby tutaj. Ja tylko krótko wspomnę, że niegdyś znajdowało się tu słynne sanatorium dla chorych na gruźlicę założone w XIX w. przez dr. Brehmera. To właśnie na wzór tego ośrodka powstało rozsławione przez powieść „Czarodziejska Góra”, autorstwa Tomasza Manna, sanatorium w szwajcarskim Davos. Sokołowsko jest też bardzo mocno związane z osobą Krzysztofa Kieślowskiego, który w związku chorobą i leczeniem ojca mieszkał tu w latach 1951–1960.
Przerwa nad stawem w Sokołowsku
Udało nam się dotrwać do dłuższego postoju, który zrobiliśmy sobie nad malowniczym stawem niedaleko za zabudowaniami Sokołowska. Miejscówka po prostu wymarzona na odpoczynek.
Oj tam poczuliśmy, że jest wiosna! Promienie słońca odbijały się w tafli stawu, a woda miała jakby turkusowy odcień. Przy brzegu wypatrzyliśmy pływający żabi skrzek i żabkujące się żabki (😉), a pośród drzew rosło miliard przebiśniegów. Blarowi tak się spodobała ta wiosenna aura, że niewiele brakowało a „wskoczyłby” (poślizgnął się na błotku) do stawu popływać z żabami 😉. Skończyło się jednak na brudnych, ale suchych ciuchach i nieco ubłoconym telefonie.
Ścieżka edukacyjna
Zasiedzieliśmy się trochę w tych jakże wiosennych okolicznościach przyrody, ale że był to zaledwie początek naszej wycieczki, trzeba było się w końcu ruszyć. Cały czas, aż do samej Andrzejówki wędrowaliśmy zielonym szlakiem, jednak warto wspomnieć, że właśnie mniej więcej w okolicach stawu, nasza trasa zaczęła się w dużej części pokrywać ze ścieżką edukacyjną opisującą ciekawostki przyrodnicze okolicy. Na całej ścieżce jest w sumie 12 tablic, my zaliczyliśmy bodajże 7, ale przy każdym przystanku musieliśmy się zatrzymać. Puszong zarządził, żeby „oczytać” mu o tym, co tam jest napisane, więc zgodnie z życzeniem Blaru czytał o górach i drzewach, ptakach, nietoperzach i salamandrach.Kwiecień plecień
Wędrowaliśmy sobie tak do samej Andrzejówki: raz mogliśmy podziwiać dywany pełne przebiśniegów,
a chwilę później szliśmy po ziemi skutej lodem 😉.
Odpoczynek w Schronisku Andrzejówka
Na ostatnim odcinku prowadzącym do schroniska Piotruś co chwilę pytał: „no, kiedy już będziemy? Daleko jeszcze?”. Trochę nam się dziecko umęczyło tuptaniem, a trochę nie mogło się doczekać podobno pysznego jabłecznika z Andrzejówki.No i dotarliśmy:
W schronisku jakiś czas temu zmienili się właściciele i według większości wędrowców jest to zmiana na lepsze. Hmmm w sumie ciężko mi ocenić, bo tak naprawdę, gdy ostatnio tu byliśmy, absolutnie nie mięliśmy żadnych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie. Jednak obecnej ekipie Andrzejówki na pewno trzeba przyznać, że nie brakuje entuzjazmu w tych dziwnych, koronaświrusowych czasach. Tam naprawdę sporo się dzieje, oczywiście wszystko zgodnie z „obowiązującymi przepisami”.Przed schroniskiem stoi taka budka z regionalnymi smakołykami i porcelaną bolesławiecką. Zaopatrzyliśmy się w niej w oscypki — pychotka 😍.
Zamówiliśmy sobie też obiadek, Blaru wziął jeszcze piwo z Browaru za Miastem i poszliśmy konsumować. Jedliśmy oczywiście z jednorazowego pudełka i na dworze, bo jak wiadomo„miłościwie nam panujący” wydedukowali, że zjedzenie posiłku w zamkniętym pomieszczeniu, na talerzu i metalowymi sztućcami może być zabójcze dla obywateli. No jak nie można, to nie można, a dobry bigos głodnemu człowiekowi smakuje nawet z tekturki 😉.
Po obiedzie zachciało nam się deseru, tak na drogę, na później. Skoczyłam więc po obiecany wcześniej Piotrusiowi jabłecznik, ... a tu zonk ... ciasto się skończyło 😓!!!! Wiadomo, to doprowadziło do dramatu egzystencjalnego i załamania nerwowego u naszego Przewodnika Wycieczki. Na szczęście ten ogólnoświatowy kryzys nie trwał zbyt długo, a ja zamiast ciasta wzięłam croissanty nadziewane czekoladą.
Czerwony Szlak z Andrzejówki
Po tej długiej przerwie na odpoczynek ruszyliśmy z powrotem w kierunku Unisławia, tym razem po czerwonych znaczkach. Na tym etapie towarzyszyły nam piękne widoczki, wąskie ścieżki i pustki na szlaku.
A tu ktoś zgłodniał, dobrze że jeszcze znaleźliśmy kawałek czekolady w plecaku 😋.
Wędrówka na Bukowiec 886 m n.p.m.
Pierwsza część czerwonego szlaku nie była bardzo wymagająca. Jednak w którymś momencie zaczęliśmy się ostro drapać pod górę. Puszong dzielnie piął się sam i szczerze podziwialiśmy go za wytrwałość.Nim dotarliśmy na szczyt Bukowca, wypatrzyliśmy jeszcze kilka ciekawostek przyrodniczych:
punkt widokowy (zbaczając lekko ze szlaku w kierunku kopalni melafiru)
dużo, dużo pozostałości po zimie
czaszkę kozy, czy tam sarny nabitą na patyk ...
Dotarliśmy na szczyt
Na szczycie Bukowca zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na odpoczynek i spałaszowanie croissantów. Po popasie ruszyliśmy dalej, zmieniając kolor szlaku na niebieski.
Widoczki i hardcory niebieskiego szlaku
Początek niebieskiego szlaku to zarośnięta, wąska ścieżynka. Przedzieraliśmy się przez jakieś chaszcze, ale zdecydowanie było warto.
Powrót do Unisławia Śląskiego
Gdy zeszliśmy z góry, klimat naszej wędrówki zupełnie się zmienił. Szliśmy pośród rozległych pól i łąk. Zrobiło się tak sielsko, wiejsko, naprawdę odprężająco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz