sierpnia 18, 2018

sierpnia 18, 2018

Karkonosze: wycieczka do Karpacza, świątynia Wang i schronisko Samotnia

Dzisiejsza wycieczka to bardzo łatwa i przyjemna traska w Karpaczu z świątyni Wang do malowniczo położonego schroniska PTTK Samotnia. Natomiast dla mnie była to nieco trudniejsza logistycznie wycieczka, bo nie było z nami Blara, który wyruszył na swoją wyprawę rowerową po norweskich fiordach (link do poczytania tutaj).  Oczywiste było, że 11-letnia Wicia nie poniesie tyle w plecaku co dorosły mężczyzna, a Puszong nie przejdzie całej trasy na własnych nogach. Musieliśmy więc wziąć ze sobą zarówno nosidełko, jak i spakować niezbędne wycieczkowe minimum do plecaka (jedzenie, ubrania, woda itp.). Niestety nie mieliśmy też auta, ale to nie stanowiło większego problemu, bo z naszego miasta codziennie o 6:15 wyjeżdża autobus do Karpacza. Udało mi się spakować Wiciowy plecak tak, żeby noszenie go nie było dla niej zbyt dużym obciążeniem, wrzuciłam Piotrusia w nosidełko i nieco zaspani poszliśmy na przystanek autobusowy.
W Karpaczu byliśmy około godziny 9:00 i pierwsze co zrobiliśmy, jeszcze przed pójściem na szlak, to rzuciliśmy się na naleśniki. Smażyłam je samego rana, przełożyłam domowej roboty dżemem jabłkowym i zawinęłam. Mniam, smakowało, zwłaszcza że w domu śniadania wyjątkowo nie jedliśmy. Nasze szczęśliwe brzuszki mogły ruszać na wędrówkę.

Trasa naszej wycieczki:


Zobacz trasę w Traseo

Od przystanku podążaliśmy cały czas niebieskim szlakiem. Nasza trasa nie była trudna, tak naprawdę największe podejścia były jeszcze w samym Karpaczu. Zupełnie nam się nie spieszyło, a pierwszy postój zrobiliśmy sobie bardzo szybko, jeszcze przed dojściem do świątyni Wang. Piotruś wypatrzył plac zabaw i nie było wyjścia, spędziliśmy tam chyba z godzinę.

plac zabaw Karpacz


plac zabaw Karpacz

Must See in Karpacz - wizyta w bezgwoździowym kościele 

W końcu udało mi się przekonać Pluszaki, że przyjechaliśmy, w góry na wycieczkę, a nie na plac zabaw. Piotruś zszedł ze ślizgawki, a Wicia zarzuciła swój plecak na plecy i ruszyliśmy. Kolejny postój zrobiliśmy już przy świątyni Wang. Została ona zbudowana z sosnowych bali, na przełomie XII i XIII w. w południowej Norwegii, w miejscowości Vang. Cała konstrukcja została wykonana bez użycia gwoździ. Trochę więcej ciekawostek na temat świątyni można znaleźć tutaj, a tak poza tym warto ją po prostu zwiedzić. Niestety Piotruś nie miał ochoty na zwiedzanie kościoła. Zamiast tego wolał lizać lody i zagryzać je kabanosami. Wici też bardziej odpowiadała ta opcja.

świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu
Do środka kościółka co prawda nie wchodziliśmy, ale wokół się trochę poszwendaliśmy:

świątynia Wang w Karpaczu


świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu


świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu

świątynia Wang w Karpaczu

Koniec leniuchowania, ruszamy w góry 

Po dłuższym postoju, jaki zrobiliśmy przy świątyni, ruszyliśmy w kierunku wejścia do Karkonoskiego Parku Narodowego. Kupiliśmy w budce bilety i potuptaliśmy w las. Wicia szła dumnie z plecakiem, a Piotruś wolał obserwować świat z Mamucich pleców.

niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni
Krótki postój na zjedzenie kanapek zrobiliśmy przy ławach na polance. Mimo zatłoczenia udało nam się znaleźć kawałek wolnego miejsca. Dalej wędrowaliśmy już bez postoju do Samotni. Piotruś szybko ululał się wtulony w swoją mamusię. Wicia natomiast miała jakiś drobny kryzys po drodze, najprawdopodobniej dlatego, że chcąc zaoszczędzić miejsca w plecaku zamiast dużej strzelającej Milki spakowałam nam po batoniku owocowym.

niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni


niebieskim szlakiem do Samotni

niebieskim szlakiem do Samotni
niebieskim szlakiem do Samotni
Im bliżej było do schroniska, tym piękniejszymi widokami nasze oczy mogły się napawać. Dodatkowym wyznacznikiem tego, że do Samotni już naprawdę było niedaleko, był fakt, że zaczynaliśmy mijać ludzi z piwem w plastikowych kubkach.
schronisko Samotnia

schronisko Samotnia

schronisko Samotnia

schronisko Samotnia

schronisko Samotnia

Schronisko PTTK Samotnia i widoki jak z bajki

Pod schroniskiem zrobiliśmy dłuuugi postój. Nawet udało nam się znaleźć kawałek cienia i miejsce trochę bardziej na uboczu. Tym razem nie mieliśmy ze sobą koca, ale nasze bluzy jakoś sobie poradziły w ramach zastępstwa.

schronisko Samotnia

schronisko Samotnia


schronisko Samotnia

schronisko Samotnia

schronisko Samotnia

W schronisku uzupełniliśmy zapasy wody i po długim odpoczynku zeszliśmy w dół do Karpacza dokładnie tą samą drogą. Szlak, którym szliśmy to trasa znana zarówno dla mnie, jak i dla Wici. Tak kilka lat do tyłu, zimą, zabieraliśmy ze sobą sanki i Blaru wciągał małą, szczerbatą Wiciulinkę wysoko pod górę. Do Śnieżki nie udało nam się nigdy dojść, bo nie pozwalały na to warunki. O ile dobrze pamiętam, dochodziliśmy nie dalej niż do Domu Śląskiego.

Jeszcze kilka fajnych miejsc w Karpaczu

Obiecałam Wici, że jak zejdziemy ze szlaku, to pójdziemy na letni tor saneczkowy Kolorowa. Wicia była najpierw bardzo napalona na szaleńczy zjazd, ale gdy trochę postała i popatrzała, to ostatecznie się rozmyśliła (a szkoda). Zamiast tego poszłyśmy na przepyszne pierogi do Restauracji Kolorowa. Ja jadłam pierogi z kaczką, a Wicia wzięła sobie ruskie, które były nawet lepsze od tych lepionych przeze mnie własnoręcznie. Piotrusiowi bardziej zasmakowały ruskie, więc podkradał je z Wiciowego talerza.
Pokręciliśmy się jeszcze trochę po deptaku, gdzie Puszong kupił sobie kolejny pociąg do swojej kolekcji. Później przeszliśmy się jeszcze nad zaporę na Łomnicy, niestety z powodu suszy wody było bardzo niewiele i nie wyglądało to tak malowniczo, jak zwykle.  Najważniejsze jednak, że były kaczki.

zapora na Łomnicy

zapora na Łomnicy

zapora na Łomnicy

zapora na Łomnicy

zapora na Łomnicy


zapora na Łomnicy
I tak nasza wycieczka dobiegała ku końcowi. Chcąc nie chcąc trzeba było zebrać się w kierunku przystanku, bo o 19:40 mieliśmy autobus powrotny.

4 komentarze:

  1. Patrząc na zdjęcia aż chce mi się wyjechać z rodzinką, może uda nam się to logistycznie zorganizować ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świątynia Wang bardzo fajna, szczególnie jak jest więcej czasu i mało osób na obiekcie warto przyjrzeć się dokładnie misternym zdobieniom. Jest w nich poukrywanych wiele motywów jakie widzi się dopiero z bliska. Od razu jak się ją zwiedzi też dobrze ruszyć po drodze na szlak - lub odwrotnie jak się z niego wraca odwiedzić świątynię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się 🙂 chociaż pamiętam swoją pierwszą wizytę w Wangu - miałam wtedy jakieś 10 lat i wydawało mi się to strasznie nudne 😂. Potem wracałam tam jeszcze kilkukrotnie i zdecydowanie z wiekiem docenia się takie miejsca 😉

      Usuń

Copyright © Puszongowo , Blogger