Jak podaje Wikipedia, poza sezonem mieszka tam zaledwie 47 osób.
Czysta, piaszczysta plaża bez tłumów walczących o każdy wolny milimetr kwadratowy piasku, szum morza, odrobina słońca — właśnie tego oczekiwaliśmy od naszego urlopowego wyjazdu
Wicie, jako cel naszego urlopu, wypatrzyliśmy już dawno.
Wicie, jako cel naszego urlopu, wypatrzyliśmy już dawno.
Kilka lat temu, gdy szukałam dla nas kwatery nad morzem, natknęłam się na ogłoszenie tego typu:
„Oferujemy Państwu wygodne i dobrze wyposażone pokoje dwu-, trzy- i czteroosobowe [...]. Każdy pokój posiada: łazienkę, lodówkę, czajnik elektryczny [...] oraz WŁASNĄ WICIE.”
Oczywiście ktoś się pomylił przy zamieszczaniu ogłoszenia, ale Wici tak spodobało się to wiciowanie, że ciągle namawiała nas na urlop właśnie w Wiciu. Jak się okazało — był to strzał w dziesiątkę, bo to miejscowość po prostu idealna na wyjazd dla rodzin z dziećmi.
Urlop w Wiciu:
Gdzie spaliśmy?
W większości w Wiciu dostępne są domki, i naprawdę trudno było mi znaleźć sensowną kwaterę w przyzwoitej cenie.Zależało nam na tym, żeby mieć aneks kuchenny, dwa oddzielne pomieszczenia oraz balkon lub taras z suszarką.
No i udało się — zatrzymaliśmy się w Villa Ewella.
Wici i Piotrusiowi bardzo podobał się tamtejszy plac zabaw.
Wici i Piotrusiowi bardzo podobał się tamtejszy plac zabaw.
Gdy wracaliśmy z plażingu na kwaterę, dzieciaki siedziały tam, aż zaczynało się ściemniać.
A Piotruś — ledwie rano otworzył oczy (jeszcze w piżamie!) — już ciągnął nas na dwór.
Plac zabaw był dla nich istnym rajem: piaskownica, ślizgawka, huśtawki, trampolina, piłki, drabinki i samochody, na których można było jeździć.
Co robiliśmy?
Blaru, jak to Blaru, zabrał na wakacje rower — żeby po rybnym obżarstwie za bardzo nie urósł mu brzuch i żeby utrzymać formę przed dwutygodniowym rowerzeniem się po norweskich fiordach.Bardzo lubię, gdy Blaru bierze rower na urlop — wstaje wtedy rano, pojeździ trochę i wraca ze świeżutkimi bułeczkami oraz dobrym humorem..
Blaru z Wicią szaleli z piłką:
Nie zabrakło też morskich kąpieli, chociaż Piotruś początkowo nie porastał szczęściem po zetknięciu się z wodą. Za to Wicia była zachwycona, zwłaszcza podczas rejsów na podkradzionym pojeździe pływającym 😉
Wakacyjna klasyka: plażing!
Plaża to ogromny atut Wicia. Właściwie z każdej części miejscowości do morza jest naprawdę niedaleko.
Zejść na plażę jest sporo, a jedno z nich zostało dostosowane dla wózków. My jednak prawie z niego nie korzystaliśmy — akurat na tym odcinku było dość dużo kamieni.
Szybko wypatrzyliśmy nasze wymarzone miejsce do plażowania — trzeba było podejść trochę dalej, drogą w kierunku Darłówka.
Co prawda samo zejście było piaszczyste i Blaru musiał trochę pociągnąć wózek Piotrusia, ale to nie stanowiło dla niego większego problemu.
Co ważne: niezależnie, w której części plaży i o której godzinie się rozłożyliśmy z kocykiem, parawanami, leżakami i nie wiadomo czym jeszcze — w Wiciu miejsce do plażowania znajdzie się zawsze. Tam naprawdę, nawet w pełni sezonu, plaża jest prawie pusta

Blaru z Wicią szaleli z piłką:
Nie zabrakło też morskich kąpieli, chociaż Piotruś początkowo nie porastał szczęściem po zetknięciu się z wodą. Za to Wicia była zachwycona, zwłaszcza podczas rejsów na podkradzionym pojeździe pływającym 😉
Na spacer – piesza wycieczka szlakiem R10
Któregoś pięknego dnia postanowiliśmy wybrać się na spacer leśnym szlakiem, biegnącym między jeziorem Kopań a Bałtykiem. To jednocześnie fragment trasy rowerowej, więc co chwilę mijali nas cykliści. Gdy byliśmy tam w 2018 roku, akurat trwała przebudowa tego odcinka – miał on stać się częścią międzynarodowego szlaku Rowerowego R10, okalającego całe Morze Bałtyckie. Planowane zakończenie prac przypadało na koniec sierpniaPrzebieg trasy:
Wycieczka była bardzo przyjemna, a pogoda nas rozpieszczała. W jedną stronę wędrowaliśmy głównie przez las, natomiast z powrotem przetuptaliśmy wzdłuż plaży.

Deszcz? No to spacer!
Jak to nad polskim morzem bywa – nie zawsze było słonecznie (chociaż trzeba przyznać, że w większości pogoda nam dopisała). Był też dzień, kiedy lało, padało i nie chciało przestać. Wpakowaliśmy wtedy Puszonga do wózka, opatuliśmy folią i poszliśmy sobie w sam środek ulewy. Schodziliśmy całe Wicie (dużo tego nie było) i pobliskie Rusinowo, a w międzyczasie zahaczyliśmy o kompletnie opustoszałą plażę.
Fajnie było – Blaru skakał w morzu wśród fal i deszczu, wszyscy taplaliśmy stopy w kałużach, a Puszong coś tam opowiadał o życiu swym. Co jakiś czas Blaru pokrzykiwał na Wicię, żeby nie wylewał na niego wody z parasolki, ale niewiele to pomagało.
Gdy wróciliśmy na obiad, okazało się, że deszcz tak mocno zacinał przez jakieś szpary między wózkiem a folią, że Piotruś był cały mokry. Nie przeszkadzało mu to jednak zbytnio.
Wycieczka do Darłowa i Darłówka
Do Darłowa pojechaliśmy autem, a po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy Szlaku Wiatraków. Szlak ten częściowo łączy się z wyżej przedstawionym szlakiem pieszo rowerowym między jeziorem Kopań a morzem.
Trochę poszwendaliśmy się po Darłowie – choć najpierw był problem z zaparkowaniem auta, ale to już inna historia. Zaczęliśmy od krótkiego postoju przy Zamku Książąt Pomorskich, potem przeszliśmy kawałek dalej, żeby popatrzeć na wodę. Spacerowaliśmy po rynku, gdzie udało nam się załapać na pyszne kręcone lody, i tak nigdzie się nie spiesząc, powoli zmierzaliśmy w stronę portu.
Piotruś był szczęśliwy – mógł podziwiać pływające kaczki, statki i urządzać szalone wyścigi z Wicią.
Na bulwarze wzdłuż portu była naprawdę świetna siłownia zewnętrzna, na której udało nam się trochę rozruszać nasze stare kości.
Na pewno ciekawym punktem naszej wycieczki był most im. Kapitana Witolda Huberta. To jedyny w Polsce most rozsuwany łączy on Darłówko Wschodnie z Zachodnim. Niestety, tłumy na moście i w samym Darłówku są po prostu przerażające.
Spacerowaliśmy także po molo umieszczonym na falochronie. Mogliśmy podziwiać morze i wpływające do portu statki.
Za namową Wiktorii pojechaliśmy na wycieczkę do Ustki
Wicia chciała, żeby w przyszłym roku był to cel naszego wakacyjnego urlopu (na 99,9% się tak nie stanie). Ja w Ustce byłam na moim pierwszym nadmorskim wyjeździe, czyli na wczasach z rodzicami, gdy byłam dokładnie w Wici wieku. Blaru był tam kilka razy, ale też ładnych parę lat temu. Dużo się od tego czasu pozmieniało, miło było trochę powspominać. Natomiast Ustka to zupełne przeciwieństwo tego, co mieliśmy na urlopie w Wiciu. Głośno, tłumy ludzi na mieście, tłumy ludzi na plaży, tłumy ludzi na molo. To nie znaczy, że nam się tam nie podoba, ale nie odpoczęlibyśmy tam w wakacje. Natomiast myślę, że jest to świetna miejscowość na wyjazd poza sezonem. Nie będę się rozpisywać o atrakcjach Ustki, bo my po prostu trochę po niej pospacerowaliśmy. Nie zachodziliśmy nawet na plażę, bo Blarze plecy wołały już o ratunek i wyłączenie słońca.Poniżej kilka fotek ze spaceru po molo:
Gdzie jedliśmy, jakie miejsca możemy polecić, a co lepiej omijać szerokim łukiem?
Wychodzimy z założenia, że na wakacjach nie ma sensu gotować — jedziemy
odpoczywać, a nie stać przy garach. Aneks kuchenny przydawał się nam do
zrobienia czegoś na ciepło na śniadanie.
Bardzo szybko wyczailiśmy w Wiciu naszą ulubioną miejscówkę na obiady.
Po rozpakowaniu się na naszej kwaterze wygłodniali po podróży ruszyliśmy
na poszukiwanie „czegokolwiek co nadawałoby się do jedzenia". Trafiliśmy do Baru Gruba Ryba, no po prostu jedzonko poezja i palce lizać, nasz numer jeden w Wiciu. Cokolwiek byśmy nie wzięli, było pyszne, świeże do tego świetna obsługa i ceny więcej niż przyzwoite. A do jedzonka: kraftowy cydr lub wyśmienite czeskie pilsy — oczywiście to w wersji dla dorosłych.
Kolejne miejsce, które przypadło do naszych gustów kulinarnych to znajdujący się tuż przy zejściu na plażę w Wiciu Bar Koral (wydawało mi się, że nazwa była inna, ale zdjęcia z linka przekonują mnie, że to jednak to). Tutaj wybitnie smakowały nam śledziki — mistrzostwo świata. Gdyby nie to, że byliśmy z dziećmi pewnie przychodzilibyśmy tam z Blarem wieczorami na „kieliszeczek” z tymi przepysznymi zakąskami.
Często zachodziliśmy też na genialną mrożoną kawę lub espresso do takiego małego food tracka. Były tam lody, lemoniada i czekolada z piankami, którą Wicia uwielbiała. Ale jak to się nazywało...??? W życiu sobie nie przypomnę.
Jeśli chodzi o lody, to w Wiciu nie natrafiliśmy na nic szczególnego, no może poza lodami tajskimi. Za to na przepyszną słodkość natrafiliśmy w Ustce, skusiliśmy się na pączki wypiekane w Starej Pączkarni. Pychotka: pączki w przeróżnych, nietypowych nadzieniach są wypiekane na oczach klientów. W pobliżu unosił się cudowny zapach słodyczy.
Niestety, podobnego zachwytu nie wzbudziły w nas oryginalne Usteckie Krówki, rzeczywiście były oryginalne — tak wstrętnych krówek nie jedliśmy nigdy.
Natomiast baaardzo szerokim łukiem lepiej omijać Restaurację Altana w Darłówku. Mięliśmy tam nieprzyjemną sytuację związaną z pomyleniem zamówienia,
odgrzewaniem starego jedzenia na starym tłuszczu i klasyka z
oszustwem co do wagi ryby. Ja, Wicia i Piotruś jakoś zjedliśmy to, co
dostaliśmy, ale ani to dobre, ani to świeże nie było. A to jak został
potraktowany Blaru
to już w ogóle całkowita porażka. Zamówił teoretycznie 30 dkg ryby, a
dostał panierowany kawał ości z płetwy i to jeszcze dwa razy odgrzewany. To, że ryba na pewno
nie ważyła tyle, ile nabito nam na paragon, mogliśmy się przekonać
następnego dnia na obiedzie w Wiciu. W naszej Wiciowej Grubej Rybie 30
dkg halibuta wyglądało na „nieco większe” niż to samo 30 dkg halibuta w tej
nieszczęsnej Altanie. Blaru
oczywiście swojej porcji nawet nie ruszył, bo tak naprawdę nie otrzymał
nawet tego, co zamawiał. Mimo reklamacji jego obiad także został nam
doliczony do rachunku. Ostatecznie nie zapłaciliśmy za to, ale niesmak
pozostał. Gdy byliśmy w Ustce, stwierdziliśmy, że bezpieczniej wrócić na
obiadokolację do Wicia.
Czy warto jechać do Wicia na wakacje?
Tak, tak i jeszcze raz tak. Dla nas było to idealne miejsce na wypoczynek nad Bałtykiem. Natomiast na pewno nie będzie to miejscowość, która każdemu przypadnie do gustu. Jeśli ktoś szuka atrakcji, imprez, dyskotek to w Wiciu się zanudzi. To miejscowość dla osób, które cenią sobie ciszę i spokój, idealna dla rodzin z dziećmi. Tak na zakończenie i podsumowanie, poniżej krótki filmik:
Wakacje nad naszym polskim morzem są jednak najlepsze i żadne ciepłe kraje na pewno nie zagwarantują nam takiego klimatu. My wraz z rodziną jeździmy już od wielu lat w kierunku pomorza i raczej nie zamierzamy zmieniać naszego kierunku. Tym bardziej jak widziałem takie promocje jak https://livemorepomerania.com/ to tym bardziej mamy ochotę częściej się tam pojawiać. Trzeba przyznać, że nasz polskie pomorze ma w sobie coś bardzo magicznego.
OdpowiedzUsuńMoże to magia jodu 😉? My też kochamy nasz polski Bałtyk i to chyba miłością wzajemną, bo w trakcie każdego wyjazdu zawsze chociaż trochę słońca mamy😉
OdpowiedzUsuńJód jest mega zdrowy
OdpowiedzUsuńDokładnie tak 😊 Dlatego co roku staramy się wracać nad nasz Bałtyk
UsuńNie ma jak wakacje nad polskim morzem. Ładna pogoda wystarczy aby cieszyć się urokami tego miejsca.
OdpowiedzUsuńJa już tęsknię, nawet pogoda mi nie straszna. Byleby tylko zamoczyć choć czubek palca w Bałtyku 😉
UsuńKocham nasz Bałtyk. :)
OdpowiedzUsuńJa też 😍
UsuńWłaśnie wybieram się nad Morze. Jestem nim zauroczona za każdym razem
OdpowiedzUsuńSuper wpis! Najważniejsze, że wyjazd udany. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :) wyjazd bardzo udany - nie mogło być inaczej ;)
UsuńŚwietna relacja. Przepiękne widoki. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKocham Polskie morze ! :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite wczasy. Sama chętnie wybiorę się w to miejsce.
OdpowiedzUsuńpiękne miejsce
OdpowiedzUsuń