Przed nami przepiękna trasa ze Szczawnicy czerwonym szlakiem prowadzącym przez przełom Dunajca. Nie przesadzę jeśli powiem, że to najpiękniejszy szlak w całych Pieninach i żadne zdjęcie nie odda uroku tej przechadzki. Tam po prostu trzeba być!
Mapka naszej wycieczki
Nam wędrówka zeszła jakieś pół godziny do 40 minut dłużej niż pokazuje to mapa.
Start: parking nad potokiem Grajcarek
Za parking w Szczawnicy zapłaciliśmy 3 zł/h, co realnie dało nam 27 zł
(rozbój w biały dzień)! Cóż, wakacje – powiedzmy, że wkalkulowane w
ogólny koszt.
Zaopatrzeni w:
wózek, nosidełko, żarełko, parasolki i dobre humorki, wyruszyliśmy na na
wycieczkę z pustego jeszcze parkingu.
Schronisko PTTK Orlica
Wdrapaliśmy się do schroniska, każdy skuszony perspektywą zaspokojenia jakże różnych, istotnych potrzeb własnych: Blaru wypatrzył szyld reklamujący słowackie piwa (których notabene prawie nie było — były inne dobre lub nie), Wicia pomyślała, że przyjemnie będzie wysikać się w schroniskowym kibelku, a ja no cóż, popatrzę sobie z górki na górki, bo punkt widokowy był całkiem niezły. Co do Puszonga, za dużo do gadania nie miał – był szczęśliwy, że tatuś go pcha pod wielką górę w wózku (tatuś i wózek byli mniej szczęśliwi). W schronisku natomiast był
fajny kącik z zabawkami i w ogóle zgodnie stwierdziliśmy, że to musi być fajne miejsce noclegowe i dobra baza wypadowa na dalsze wycieczki.
Szlak przy brzegu Dunajca
Zeszliśmy ze schroniska i weszliśmy na teren Pienińskiego Parku Narodowego, podążając tym samym Drogą Pienińską — czerwonym
szlakiem przełomem Dunajca.
Cała trasa biegła z widokiem na gigantyczne, pionowe ściany skalne,
wzdłuż rzeki wijącej się niczym wąż — we wszystkich możliwych kierunkach. Nie potrafię opisać naszych wrażeń odnośnie do
samego szlaku – było cudownie, malowniczo po prostu trzeba to zobaczyć.
Zdjęcia, choć robiliśmy ich sporo, nawet w połowie nie oddają uroku tej
przechadzki. Na pewno, za kilka lat jeszcze wrócimy w to miejsce.
Koniecznie chcielibyśmy przepłynąć się tratwą flisacką. Tę atrakcję zostawiamy sobie na później, jak już Puszong będzie trochę starszy (nie będzie już wtedy Puszongiem?????!!!), bo spływ trwa około 2 godzin i w naszej ocenie nie byłby on zbyt bezpieczny i przyjemny dla takiego maluszka.
Kilka uwag z serii praktycznych
Po pierwsze, trasa jest mega
oblężona – głównie przez rowerzystów i to w większości takich, którzy
nie koniecznie umieją tym rowerem jeździć (i nie mam tu na myśli
dzieci). Oczywiście, nic nie mamy do rowerzystów (zwłaszcza rowerowy Blaru),
ale trochę kultury i pomyślunku na szlaku pieszo rowerowym obowiązywać
powinno każdego. Po drugie skusiliśmy się na wzięcie wózka, bo
utwierdzono nas w naszym błędnym przekonaniu, że na szlaku jest asfalt.
No to ogólnie rzecz biorąc go tam nie ma (no dobra jest, ale zbyt krótko). Efekt był taki, że złapaliśmy w wózku kapcia, ale nic to.
Idąc dalej tym wózkowym torem rozumowania, to plany naszej wycieczki były nieco inne. Do Leśnicy chcieliśmy dojść, wędrując od niewielkiej polanki zwanej Hutą, żółtym szlakiem przez przełęcz Limierz i dalej niebieskim, mijając po drodze dwa punkty widokowe. Niestety, żółty szlak kompletnie
nie nadaje się na wózek i na niego nie wchodziliśmy. Poszliśmy więc dalej prosto czerwonym i zawróciliśmy (o ile
dobrze pamiętam) w momencie, gdy pojawił się znaczek na Czerwony
Klasztor 40 min.
Odbijamy w kierunku Leśnicy
Po drodze, przy przystani flisackiej, zatrzymaliśmy się
na pyszną i zimną
Kofolę. Wicia dostała gratis do napoju gumowy nos psa, a
Puszong ma do tej pory ubaw, że człowiek może się zamienić w „stwora” i „
hałczeć”.
Dalej pokierowaliśmy się w stronę Słowackiej Leśnicy i pokręciliśmy się
tam chwilę, próbując uratować koło w wózku (nie udało się).
Szwendanie po Szczawnicy
Dalej ruszyliśmy już do Szczawnicy w poszukiwaniu obiadu. Zatrzymaliśmy się
wygłodniali w Restauracji
U Zosi, a tam długo musieliśmy poczekać
na jedzonko. Cóż takie uroki weekendów. Niestety, kwaśnica, którą
zamówiliśmy z Blarem chyba nie była pierwszej świeżości.
Natomiast biedna, umierająca już z głodu Wicia, dostała swą
pizzę, gdy my już kończyliśmy drugie danie. Generalnie, to, tak czy
siak się napaśliśmy. A że dalej nam było mało łażenia, to
poszliśmy jeszcze się szwendać po Szczawnicy. Warto przejść
się zwłaszcza promenadą wzdłuż potoku Grajcarek. W tym dniu
zrobiliśmy łącznie na szlaku i spacerując po Szczawnicy 23
kilometry. Nasze nogi były usatysfakcjonowane.
Szczawnica posiada wiele tras turystycznych dla całych rodzin. Przepiękne miejsce.
OdpowiedzUsuń