Zaczęliśmy nasze bieszczadzkie wędrówki! Na dobry początek Blaru wyciągnął nas na Połoninę Caryńską, na jeden z bardziej popularnych bieszczadzkich szlaków. Ta popularność nie bierze się z znikąd, bo widoki z Bieszczadzkiej Carycy to kwintesencja górskiego piękna.
Mapa naszej wędrówki
Kilka słów na temat bieszczadzkich busów
Cisna, w której się zatrzymaliśmy jest doskonałą bazą wypadową na wakacyjne, górskie wędrówki. Jednak do poszczególnych miejscowości trzeba się w jakiś sposób dostać, żeby
pójść na szlak. Z racji, że nie lubimy (a czasem jest to w ogóle bez
sensu, bądź niemożliwe) wracać tą samą trasą to, nie koniecznie chcieliśmy wszędzie wybierać się autem. I tu z pomocą przychodzi bieszczadzka komunikacja publiczna. Nasz plan był taki, że do punktu startowego, do
Berehów chcieliśmy się dostać PKS-em i potem z Ustrzyk też wrócić PKS-em. Niestety, posiadając
Puszonga
nie zawsze da się na wszystko zdążyć i tak oto autobus odjechał nam 5
minut przed przyjściem na przystanek. Ale nic to, wiedzieliśmy też, że
jeżdżą jakieś busy. Tylko te busy, to nie mają rozkładu i jeżdżą, jak
chcą, gdzie chcą, kiedy chcą i z kim chcą. A i cena też jest jak chcą. To znaczy, chodzi tu w tym o to, że jak znajdzie się jakaś grupka, to znajdzie się i
busiarz, który tę grupkę zawiezie
tam, gdzie jest potrzeba, w zamian za mniej lub bardziej drobną opłatą.
Postaliśmy trochę na przystanku, za chwilkę dołączyła jakaś parka i
niedługo przyjechał busik.
Cmentarz w Berehach Górnych
Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy wchodząc do nieistniejącej już wsi Berehy Górne,
położonej pomiędzy połoninami Caryńską i Wetlińską. Cała
historia wsi jest bardzo ciekawa i warto się z nią zaznajomić,
choćby przy tablicy edukacyjnej na szlaku. Ja natomiast nie będę
się na ten temat rozpisywać. Obecnie, po dawnej osadzie i jej
mieszkańcach pozostał tylko stary, zabytkowy cmentarz. Nie tak
dawno, bo w 2010 roku został on odremontowany, można więc było
zobaczyć kilka oryginalnych nagrobków. W moim osobistym odczuciu
ten cmentarz był wręcz magiczny, pełen mroku i tajemnicy. Ale ja
jakaś taka dziwna jestem, że od dziecka lubiłam cmentarze, takie
małe, gdzie czuć obecność dawnych duchów. Brrrr…
Kilka słów na temat trasy
Decydując się na wejście na Połoninę Caryńską od strony Berechów,
wybraliśmy trasę krótszą, ale bardziej stromą. Oj było drapania. Po
drodze i na szczycie czekały nas oczywiście niesamowite widoczki min na:
Wielką i Małą Rawkę, Połoninę Wetlińską, Dwernik- Kamień, Przysłup
Caryński (schronisko). Mogliśmy podziwiać wspaniałe panoramy Zachodnich
Bieszczad oraz gór po stronie ukraińskiej i słowackiej. Całe szczęście
dopisała nam pogoda, bo kiedy Blaru
był dwa lata wcześniej, na połoninie było zimno i mgliście, a co za tym
idzie, widział niewiele więcej niż czubek własnego nosa.
To, co zaplanowaliśmy na starcie, zostało zrealizowane, a cała trasa
zajęła nam 6 godzin i było to prawie 11 km. Oczywiście po drodze
robiliśmy długie postoje na rozprostowanie
Piotruśniaczych nóżek, jedzonko i hasanie po kocyku.
Resztę pokazują zdjęcia
W chacie Trolla
Obiadu nie jedliśmy w Ustrzykach, bo za namową Wici wróciliśmy do Cisnej
i poszliśmy do Trolla. Wicia chciała zobaczyć, jak mieszkają trolle w
chacie, której dach porasta samopodlewająca się trawa. No i tu trzeba
przyznać, że wystrój bardzo ciekawy. I tym razem jedzonko zamówiliśmy z
polecenia Blara, a był to placek po bieszczadzku z gulaszem baranim, Wicia natomiast skusiła się na mega pyszną i dużą pomidorówkę z ryżem. Puszong, jak to Puszong, jadł,
co mu Mamut nawkładał do termosu i uszy mu się przy tym trzęsły. Ludzie
go podziwiali, że taki maluszek tak ładnie sam je, a on dziękując za
komplementy, łaskawie odpłacał im swym puszeniem i słodkimi uśmieszkami 😉.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz