Tego dnia wybraliśmy się na Połoninę Wetlińską, zahaczając o najwyżej
położone bieszczadzkie schronisko, czyli Chatkę Puchatka (1228 m n.p.m). Mnie i Wici bardzo podobała się ta nazwa, bo myślałyśmy, że schronisko
będzie takim przytulnym domkiem jak dla misia z bajki. Po wczorajszym odpoczynku sił mieliśmy całkiem sporo, więc ochoczo ruszyliśmy podziwiać bieszczadzką połoninę. A widoki po prostu zapierały nam dech w piersiach...
Trasa naszej wycieczki
Krótki dylemat odnośnie kierunku wycieczki i w drogę!
Wędrujemy przez łąki i lasy, podziwiamy połoninę
Początkowo trasa prowadziła nas gruntową drogą przez łąki, a po minięciu budki BdPN weszliśmy do bukowego lasu. Z czasem zrobiło się coraz stromiej i trudniej, szliśmy więc wolniej, przystając co jakiś czas, żeby złapać chwilę oddechu. Około 15-minutowy postój zrobiliśmy przy wiacie, skąd widać było strome i malownicze skałki. Musieliśmy je jeszcze pokonać i stamtąd już było niedaleko do Przełęczy Orłowicza. Tam zrobiliśmy sobie już dłuższą przerwę na jedzonko i odpoczynek. Nasza dalsza trasa wiodła przez wierzchołki Połoniny Wetlińskiej - Osadzki Wierch (1253 m n.p.m.), Roh (1255 m n.p.m.), aż do Hasiakowej Skały (1228m n.p.m.) gdzie znajdowało się wyczekiwane przez nas schronisko Chatka Puchatka.Jest i upragniona Chatka Puchatka
Na horyzoncie zaczęła nam się pojawiać Chatka Puchatka. Co prawda czekało nas jeszcze trochę drapania pod górę, ale wiedzieliśmy, że lada moment będziemy mogli odsapnąć.Niestety, schronisko nie miało zbyt wiele wspólnego z domkiem bajkowego misia. Właściwie to nawet do niego nie weszliśmy, bo w okolicy tak potwornie cuchnęło kiblem. W sumie nic dziwnego, bo nie ma tam bieżącej wody (bo i jak skąd, jak poprowadzić wodociąg?). Dowozi się ją po prostu w kanistrach z dość odległego źródła. Aczkolwiek do kibla weszłam (jako jedyna odważna), gnana baaardzo pilną potrzebą i gorszego smrodu nie czułam nigdy, nigdzie. Także ten… Długi postój jednak zrobiliśmy w pobliżu chatki, ale wynajdując miejsce nieco dalej, tuż przed ogrodzeniem zejścia ze szlaku, skąd rozciągały się przepiękne widoczki na górki. Relaks, pasienie brzuszków i Piotruśniacze harce na kocyku.
Trochę tuptania przez las i zasłużony odpoczynek na kocyku
Dalej poszliśmy żółtym szlakiem w kierunku Przełęczy Wyżniej. Trasa całkiem przyjemna, w dużej mierze w lesie. Nim dotarliśmy do celu, czekała na nas jeszcze jedna „niespodzianka”. A mianowicie kibelek, ale to nie był byle jaki kibelek! To super nowoczesna i ekologiczna, sucha toaleta kompostująca. Działa ona w oparciu o vermikomposting, czyli "rozkład nieczystości i celulozy przez dżdżownice do wartościowego biohumusu". Oczywiście Blar i Wicia udali się na zwiedzanie tego przybytku. Gdy dotarliśmy na parking przy przełęczy, Blaru zostawił nas na kocyku, a sam poszedł na busa i pojechał po auto. Tego dnia zrobiliśmy po górach prawie 12 km, a zajęło to nam 6 godzin i 20 minut.
Obiadek jedliśmy w Cisnej w „Polanka kawiarnia &
bistro” - taka mała, trochę niepozorna kawiarenka z bardzo przyjaznym
klimatem. Często chodziliśmy tam na lody.
Tego dnia jednak zamówiliśmy na obiad polecane przez Blarzynę
proziaki. Mniam i pychotka, Puszong też się zajadał. Lody też
oczywiście były i szwendanie po Cisnej, bo nogom jeszcze mało
było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz