No dobra, były też mlecze i mnóstwo innego majowego kwiecia oraz muchy, trawa po pas, a nawet kleszcz się przypałętał.
Mapa z trasą naszej wycieczki
Lwówek Śląski
To jedno z najstarszych polskich miast — prawa miejskie zostały mu nadane już w 1217 roku przez Henryka I Brodatego.
Obecnie Lwówek to nieduże miasteczko, liczące sobie około 10 tysięcy mieszkańców, ale jak na taką małą miejscowość oferujące całkiem sporo różnych atrakcji np.:
- Agatowe lato — to prestiżowa plenerowa, międzynarodowa giełda minerałów i wyrobów jubilerskich, którą co roku odwiedza 50.000 osób z kraju i z zagranicy.
- Browar Lwówek — to regionalny browar położony w centrum miasta. Tradycja warzenia piwa w Lwówku sięga czasów Henryka I Brodatego, który w 1209 roku nadał miastu przywilej warzenia piwa. W budynku browaru znajduje się także Muzeum Browarnictwa Dolnośląskiego i Ziemi Lwóweckiej, zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem i jest urozmaicone degustacją 😉. Spośród piw warzonych w lwóweckim browarze na uwagę na pewno zasługuje Lwówek Jankes, czyli Lwóweckie ALE (piwo niefiltrowane, górnej fermentacji, 4,2% alk.obj, oraz 12,5% ekstr. wag.).
- Trasy rowerowe — do końca życia będę wspominać jak kiedyś w dawnych przedblogowych i przedpuszongowych czasach, Blaru zabrał mnie na przejażdżkę w te strony. Nie dość, że po prostu kiepsko się czułam tamtego dnia, to jeszcze okazało się, że w moim rowerze nie działają przerzutki, a po drodze 8% podjazdy. Mimo że ja mam trochę traumatyczne 😉 rowerowe wspomnienia z Lwówka, to w tych okolicach jest naprawdę dużo tras do wyboru — łatwiejszych i trudniejszych.
- Rynek i ratusz — zabytkowy lwówecki ratusz wybudowany został w latach 1522-1524 i co ciekawe, jest największym tego typu budynkiem na Dolnym Śląsku. Został uznany za zabytek I klasy.
Na rynku jest kilka całkiem ładnych XIV i XV wiecznych kamieniczek, ale niestety większość budynków to po prostu zwykłe PRL-owskie bloki.
Spacerując przez rynek, można się też natknąć na takie uśmiechnięte lwiątko😉:
Właściwie to na mapie Lwówka jest dużo więcej ciekawych miejsc do zobaczenia np. gotycki Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, klasztor franciszkanów, mury obronne, Pałac Hohenzollernów, Basteja Archonattiego, Zamek Płakowice, ale my nie zwiedzaliśmy miasta, więc nie chcę się za bardzo rozpisywać w tym temacie. Tego dnia największą atrakcją Lwówka były dla nas Lwóweckie Skały.
Ruszamy więc na wycieczkę
Auto zostawiliśmy w samym centrum Lwówka, na parkingu niedaleko ratusza. Skręciliśmy w ulicę Zamkową, na moment zatrzymaliśmy się przy browarze,
a już po chwili spaceru znaleźliśmy się na niebieskim szlaku.
Dalej minęliśmy Szpitalną Górę, na której według mapy też powinien być jakiś punkt widokowy. Cóż..., może i kiedyś był — teraz już nie ma 😉.
Panieńskie Skały
Na zboczu Szpitalnej Góry znajduje się ciekawa formacja skalna, czyli Panieńskie Skały. Są to skałki leżące średnio na wysokości 240–255 m n.p.m. Według legend, podczas wojen husyckich, w przykrytej skałą szczelinie ukrywały się lwóweckie kobiety. Szczelinę nazwano więc Panieńską Izdebką (niem. Jungfernstübchen), a skałki Panieńskimi Skałami.Szwajcaria Lwówecka czyli, Lwóweckie Skały
Lwóweckie Skały są położone na wysokości ok. 250 m n.p.m i tworzą naprawdę niesamowite formy skalne oraz labirynty z urwiskami dochodzącymi do wysokości 30 m. Skały przypominają trochę twory z Gór Stołowych i Szczelińca Wielkiego.Widząc jakie ciekawostki mamy przed sobą do podziwiania, Puszong energicznie ruszył pod górę.
Zdjęcia za bardzo tego nie oddają, ale w rzeczywistości skały naprawdę robią wrażenie. A im dalej szliśmy, tym było piękniej i ciekawiej:
Zanim jednak weszliśmy na szczyt tych skalnych baszt, odbiliśmy jeszcze na prawo, na punkt widokowy.
My jednak na razie nie mieliśmy potrzeby odpoczywać, więc żwawo ruszyliśmy z powrotem w trasę.
Troszkę pod górę ...
i wow! 😍😍😍
Po prostu pięknie, skały i cała panorama na okolicę robią wrażenie:
Wrażenia niestety nie robią ohydne biało-czerwone barierki, postawione na szczycie skałek w celu ochrony turystów przed upadkiem:
Żółty szlak i morze rzepaku
Kiedy Piotruś zażądał odpoczynku i zaczął narzekać, że jest zmęczony, jak na zawołanie pokazał nam się przystanek autobusowy. Klapnęliśmy więc sobie na trochę, zjedliśmy po musiku i pokrzepieni mogliśmy ruszać w dalszą wędrówkę.
Minęliśmy po drodze taki ładny budyneczek:
Jak się okazało to pensjonat Stara Szkoła, który powstał w budynku dawnej szkoły. Nie byliśmy tam, ale na pierwszy rzut oka wydaje się taki przyjemny i sielski.
W Dębowym Gaju dołączył do nas nowy towarzysz wędrówki — wiejski kundelek, któremu najwidoczniej znudziło się wygrzewanie na słońcu. Zadowolony prowadził nas kawałek ścieżką między polami, a potem wrócił w stronę wioski. Wylegiwaliśmy się tak na środku ścieżki, aż tu nagle jakiś szum, coraz głośniej, głośno, bardzo głośno brruu !!!! Nad naszymi głowami przeleciały dwa śmigłowce Black Hawk.
Wędrujemy po bezdrożach
Ruszamy w dalszą drogę. Jeszcze przez chwilę szliśmy ścieżką, ale później nasza trasa zmieniła się w jakiś hard core.
Efekt był taki, że szliśmy przez chaszcze, a ja prawie kilometr niosłam 20-kilogramowego sześciolatka na rękach. No i niestety w domu okazało się, że z wycieczki Piotruś przywiózł „małego kolegę”, czyli kleszcza ☹️.
Ta „ścieżka” wyglądała dużo gorzej, tylko nie myśleliśmy z Blarem o tym, żeby pstrykać fotki 😉.
Uff, udało się, w końcu wyszliśmy na prostą. Przed nami kolejna miejscowość — Mojesz:
Tak ... takie ciekawostki też można było spotkać na trasie. Aut w podobnym klimacie stało kilka — widok skojarzył mi się z jakimś horrorem 😉.
Mojesz
Dalej weszliśmy na szeroką, gładką jak stół drogę rowerową i nią doszliśmy do miejscowości.
A Mojesz przywitał nas świetnym placem zabaw z huśtawkami, ślizgawkami, boiskiem, siłownią i miejscem na ognisko. Długo tam zostaliśmy, dobrą godzinę, bo Piotruś poznał nową koleżankę. No nie mogli się nagadać.
Powrót do Lwówka
Nasza wędrówka powoli się kończyła, zmierzaliśmy w kierunku Lwówka. Znów minęliśmy Lwóweckie Skały i dalej pędzimy już w kierunku obiadu, bo w brzuchu coraz bardziej burczało.
Na jedzonko wstąpiliśmy do Restauracji pod Czarnym Krukiem. Zamówiliśmy sobie flaczki i trzy rodzaje pierogów: z gęsiną, z łososiem i tradycyjne ruskie (tak dla mnie to zawsze będą ruskie pierogi, choć w karcie zostały określone jako pierogi z serem, ziemniakami i skwarkami). Wszystko pychotka 😍.
I tak z zadowolonymi brzuszkami kończymy naszą wycieczkę 😊.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz