Mamy wyczekiwaną przez nas majówkę. Miały być góry, ale
pogoda, moja kontuzja i Blarza praca skutecznie zmieniły nasze plany. Postanowiliśmy, więc trochę powędrować po okolicy. Wymyśliliśmy sobie, że wybierzemy się na wycieczkę do Rynarcic, czerwonym szlakiem ruszymy w kierunku Żelaznego Mostu i zatoczymy lasami taką pętelkę do punktu startowego. Tak, tak, mimo
że nie mieszkamy w turystycznym regionie, to tutaj też można
wybrać się na całkiem przyjemną wycieczkę. W okolicach Lubina
też są powyznaczane szlaki piesze i rowerowe. Co więcej, są one
stosunkowo dobrze oznaczone i zadbane.
Mapka z trasą naszej przechadzki
Jak wymyśliliśmy, tak też zrobiliśmy. Do Rynarcic
dojechaliśmy autem, które zostawiliśmy gdzieś w miejscowości. Na tej
przechadzce miała nastąpić pierwsza próba wrzucenia Piotrusia w Tuli na plecy. Niestety, nie udało się (stres nas zjadł i dzidziuch dziwnie jakoś się układał na tych plecach), więc całą drogę wędrowaliśmy z Puszongiem w nosidle przytulonym z przodu do piersi. W sumie to na razie i jemu i nam tak było (i jest) najmilej i najwygodniej.
Wrażenia z wędrówki po lokalnym szlaku
Wędrując czerwonym szlakiem najpierw minęliśmy zabytkowy XVIII wieczny pałac w Rynarcicach. Budynek nie jest zamieszkały i w zasadzie jest to już bardziej ruina, ale architektura ciekawa. Szliśmy sobie tak, w całkiem przyjemnych okolicznościach przyrody i pogody, podziwiając nasze lokalne wędrownicze atrakcje. Trasa biegła łąkami, polami, pojawiła się też aleja drzew, później szliśmy kawałek drogą 331, aż doszliśmy do pierwszych zabudowań w Żelaznym Moście. Mineliśmy je żwawo i weszliśmy w las. A tam widoczne były ślady niepogody – ostatnio padało i zrobiło się błotniście. Na szczęście, w naszej ekipie był Blaru, który kiedy trzeba, służył swą pomocną dłonią mi i Wici. Mimo drobnych niedogodności związanych z leśnym błotkiem spacerek był naprawdę przyjemny. W lesie: cisza, spokój, ptaszki śpiewają i tłumów brak – spotkaliśmy jednego ludzika z kijkami i kilkuosobową grupkę wędrowców. A na spacerze zobaczyliśmy jeszcze kilka ciekawostek, o których warto wspomnieć: Pomnik Leśniczego (tu robiliśmy przerwę na jedzonko i rozprostowanie Puszongowych nożek), Tron Duszka Wędrownego (przy którym Wicia cykła sobie fotkę), a nawet zdobyliśmy pierwszą górę z Piotrusiem – Ostrzycę (223m.n.p.m.). Przy tejże górze stoi betonowa wieża obserwacyjna, ale nie wchodziliśmy na nią, bo nie wiedzieliśmy, że można (wyglądała bardziej jak budynek czegoś tam niż punkt obserwacyjny). Zostawiliśmy za to ślad swojej obecności w zeszycie na wpisy wędrowców.Podsumowując naszą wycieczkę: ta trasa będzie bardzo przyjemną przechadzką dla tych, którzy lubią się troszkę poszwendać po okolicznych lasach. Tego dnia zrobiliśmy 11,5 km i zajęło nam to 3 i pół godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz